Ciemność. Wszędzie wokół panowała ciemność. Nie
wiedziałam, gdzie właściwie jestem i to uczucie napawało mnie lękiem. Gdzieś w
pobliżu słyszałam jakieś głosy i kroki, jednak wszystko to wydawało się tak
dalece obce, jakbym znalazła się w innym świecie.
Stopniowo
mój wzrok jakby zaczął przyzwyczajać się do otaczającego mnie mroku i zaczęłam
wyłapywać szczegóły otoczenia. Znajdowałam się w olbrzymiej sali, której
masywny, obsydianowy sufit zdawał się niknąć w perspektywie. Odległe ściany
zostały starannie wyrzeźbione w jakiś niezwykły, geometryczny wzór. Dopiero po
chwili zrozumiałam, czym on był i poczułam, jak wszystko we mnie aż skręca się
z obrzydzenia. To były pająki. Niezliczona ilość tych obmierzłych stworzeń
kłębiła się na ścianach i chociaż były jedynie płaskorzeźbami, artysta tak
doskonale uchwycił ich postacie, że wyglądały jak żywe. Kamienna podłoga
wykonana była z jakiegoś rodzaju ciemnego marmuru, usianego drobniutkimi
żyłkami, zaś płyty dopasowano w taki sposób, by miało się wrażenie stąpania po
nienaturalnych rozmiarów pajęczynie. Całe miejsce tchnęło przemożnym złem, tym
chłodnym i wyrachowanym, a wszechobecne pajęcze motywy jedynie pogarszały
sprawę.
Dopiero
po chwili uświadomiłam sobie, że nie byłam sama. Na środku komnaty, w kręgu, stały
jakieś postacie odziane w czarne szaty z wyszytymi na rękawach pająkami. Jednak
nie byli to ludzie - ich skóra miała głęboki, ciemnofioletowy odcień, zaś włosy
lśniły niczym czyste srebro, opadając miękką kaskadą daleko na plecy. Ich oczy
o czerwonych tęczówkach wpatrywały się w skupieniu w jedyne drzwi prowadzące do
komnaty. Były to drowy - okrutni kuzyni powierzchniowych elfów, wtrąceni przed
wiekami w mroczne czeluście Podmroku. I najwyraźniej na coś czekali.
Wtem
olbrzymie wrota rozwarły się i do wnętrza wpadła drowka. Ubrana była w skąpy
strój ozdobiony wzorem z pajęczych sieci, będący chyba bardziej jakąś niezdrową
wariacja na temat zbroi, niż faktyczną osłoną. Jej głowę zdobiła korona
wykonana z nieznanego mi, czarnego metalu, zaś;
jej pasa wisiał ciężki, zwinięty bicz. Drowka szła tak pewnie i dumnie,
że dopiero po chwili dostrzegłam podążającego za nią mężczyznę. Jego ramiona
były przygięte, a wzrok wbity w podłogę. Nawet zdobiona szata nie potrafiła
zatrzeć wrażenia, że drow panicznie boi się idącej przed nim kobiety.
Elfka
dotarła do kręgu i obrzuciła taksującym spojrzeniem magów.
-
Rozumiem, że przygotowania dobiegły końca - bardziej stwierdziła, niż zapytała,
kierując swe słowa do towarzysza. Ten skulił sie jeszcze bardziej i odetchnął
głęboko, próbując opanować lęk.
-
P-prawie, Pani - wyjąkał. - Jeszcze tylko...
-
Nie przeciągaj struny - przerwała mu, marszcząc gniewnie białe brwi. - Każesz
czekać mnie? Kobiecie, przed którą drży cały Podmrok?
-
Ależ nie, Pani...
-
W takim razie spiesz się. Pokaż mi istotę, która według moich szpiegów może
mnie powstrzymać.
-
Nie wierzę, by ktokolwiek mógł się z tobą równać, wspaniała Valsharesso -
Mężczyzna zaprzeczył usłużnie, podchodząc pół kroku do drowki, ta jednak
wydawała się nie zwracać najmniejszej uwagi na komplement.
-
Ja też nie - powiedziała w zamyśleniu. - A jednak, moi szpiedzy mają zdolności
wykraczające poza wyobrażenie śmiertelników. Ich zdaniem mój kres może nadejść
wkrótce, jeśli nie będę działać szybko - Wstrząsnęła grzywą białych włosów i
władczo skinęła na maga. - Do dzieła, czarodzieju. Moja cierpliwość już się
wyczerpała.
Drow
zajął miejsce w kręgu, a następnie mężczyźni zgodnie wznieśli dłonie i
rozpoczęli posępną inkantację. Ich język był dziwnie melodyjny, jednak nie była
to ta radosna, śpiewna nuta brzmiąca w języku elfów z powierzchni. tak była
raczej groźna, niosła ze sobą zarówno tajemnicę, jak i zapowiedź czegoś z
gruntu złego i plugawego.
Krąg
płonął magią. Pomiędzy czarodziejami przeskakiwały krwistoczerwone wyładowania
mocy. We wnętrzu, tuż nad podłoga, kondensował się jakiś energetyczny obłok, z
każdą chwilą pulsujący coraz mocniej. Podeszłam, by przyjrzeć się z bliska
rzucanemu zaklęciu. I wtedy właśnie bezkształtna chmura stała się zupełnie
przezroczysta, a w jej wnętrzu dostrzegłam zarys postaci.
Była
to kobieta, niezbyt wysoka i raczej szczupła. Jej ciemne włosy zwijały się w
ciężkie, grube loki opadające na ramiona i plecy. Przy nich z natury jasna cera
wydawała się marmurowo blada. Pełne, karmazynowe usta i ciemnoniebieskie oczy
okolone firanką długich rzęs stanowiły dopełnienie harmonijnej twarzy. Dłonie
miała smukłe, o długich palcach, znamionujące kogoś, kto para się czarami. W
całej jej postaci było mnóstwo spokoju i opanowania, jednak nic wyzywającego .Dopiero
po chwili uświadomiłam sobie, że patrzę na własne oblicze.
Drowka
wpatrzyła się w obraz, a jej twarz wykrzywił grymas obrzydzenia i pogardy.
-
A to co? Kobieta z powierzchni? - spytała, a następnie obróciła się w stronę
mężczyzny z furią w oczach. - Czyżby twoje zaklęcia zawiodły, głupcze?
Mężczyzna,
wyczerpany po trudnym zaklęciu, cofnął się kilka kroków, nie spuszczając z
drowki przerażonego wzroku.
-
A-ależ nie, Pani. Oto o-obraz istoty, która cię po-pokona - wyjąkał, unosząc
dłonie jak gdyby w geście poddania.
o
jednak nie wystarczyło kobiecie. W jednej chwili dobyła bicza, a następnie z
niewysłowioną wprawą posłała go w stronę czarodzieja. Rozszczepiona końcówka
przecięła ze świstem powietrze i owinęła się wokół szyi mężczyzny. Ten zacharczał
głucho, purpurowe oczy rozszerzyły się ze strachu, a delikatne dłonie uniosły
do ciasnych splotów, rozpaczliwie usiłując choć trochę je rozluźnić. Jeden
niedbały ruch nadgarstka i mężczyzna zwalił się ciężko na ziemię. Wił się,
kopał powietrze i drapał z furią bicz, usiłując pozbyć się pętli, jednak jego
paznokcie jedynie rozcinały skórę i barwiły nieskazitelną posadzkę ciemną
krwią. Żaden z pozostałych magów nawet się nie poruszył, zdjęty grozą, gdy
drowka pastwiła się z sadystycznym uśmiechem nad magiem. Wydawało mi się, że
jego agonia trwała całe wieki. W końcu jednak życie uszło z jego ciała wraz z
kilkoma ostatnimi drgawkami. Kobieta szarpnęła lekko i bicz posłusznie uwolnił
mężczyznę, a po chwili znów wisiał zwinięty przy pasie. Tylko krople krwi ściekające
na podłogę z jego końca świadczyły o tym, do czego był użyty.
-
To tylko kolejne zagrożenie, jedno z wielu, którego należy się pozbyć -
powiedziała drowka, niedbałym gestem wskazując obraz w kręgu, a potem skinęła
na jednego z magów. - Dalej, samcze. Sprzątnij to ścierwo i przyprowadź moje
Czerwone Siostry.
-
Jak rozkażesz, Pani - powiedział tylko, podchodząc do trupa. Jego dłonie zaczęły
składać się w skomplikowane gesty, zaś z ust popłynęło śpiewne zaklęcie. W
jednej chwili ciało drowa zaczęło się zapadać w sobie i kurczyć, szata rozsypywała
się w proch i po krótkiej chwili nie została z niego nawet garstka pyłu,
zupełnie, jakby nigdy nie istniał. Czarodziej skłonił się kobiecie i
pospiesznym krokiem skierował się ku wyjściu.
Drowka
nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem, nie spuszczając uważnego wzroku z
zawieszonego w kuli obrazu. Podeszła kilka kroków i wpatrzyła się wyzywająco w moje
spokojne, niebieskie oczy.
-
A co do ciebie, istoto z powierzchni... Bez względu na to, kim jesteś i gdzie
się znajdujesz, dopadnę cię. Drowy atakują szybko i bez litości.
Lya nie wiedziała, co ją
obudziło. Było zbyt wcześnie ja na jej porę wstawania - ledwie świtało. Wokół
panowała niemalże niczym nie zmącona cisza, a kobieta nie otwierała oczu, nie
mogąc jednak pozbyć się przykrego wrażenia, że nie jest sama w pokoju.
W tym momencie usłyszała głos.
Bez wątpienia należał do jakiejś kobiety, jednak wypowiadane
słowa w obco brzmiącym języku nadawały mu przykrej chropowatości. Zaklinaczka
zastygła, nie ważąc się nawet głębiej odetchnąć i uchyliła jedno oko. Jakaś
odziana na czarno postać pochylała się nad jej kufrem gestykulując i szepcąc
coś cicho. Niewątpliwie było to zaklęcie.
Lya bezszelestnie przesunęła dłoń w kierunku nocnej szafki,
na której zawsze leżał nieduży sztylet. Życie nauczyło ją, że nie należy spać
bez broni. Jednak nim jej dłoń sięgnęła rękojeści, czar się zakończył, kufer
zawierający wszystkie jej rzeczy zniknął z cichym pyknięciem, a zamaskowana
kobieta odwróciła się w jej stronę.
Dalsze wydarzenia potoczyły się błyskawicznie.
Półelfka zdołała tylko zobaczyć zaskoczenie malujące się na
twarzy drowki, a potem bez wahania wyciągnęła dłoń i wypowiedziała słowa
zaklęcia. Nim nieznajoma zdążyła sięgnąć po tkwiący za pasem sztylet, z palców
zaklinaczki trysnęła seria lśniących, energetycznych pocisków i trafiła prosto
w pierś kobiety. Siła uderzenia odrzuciła ją pod ścianę, zaś Lya chwyciła
sztylet i zerwała się z łóżka, by podejść do kobiety. Jednak jej pośpiech nie
był potrzebny. Leżąca drowka była definitywnie martwa.
W tym momencie do pokoju wbiegła ładna młódka o krótkich,
kasztanowych włosach, na której twarzy widoczna była mieszanina strachu i
troski. Lya mgliście przypominała sobie, że Durnan miał córkę i chyba mogła to
być ona. Musiał zaalarmować ją hałas.
- Przepraszam, czy wszystko... o rany! - Dziewczyna
dostrzegła zwłoki na podłodze i zakryła ręką usta, odsuwając się mimowolnie pod
ścianę.
- Ty jesteś Tamsin, prawda? - Dziewczyna skinęła głową. -
Czy karczma została zaatakowana? - Lya spytała rzeczowo, podchodząc do niej, by
zasłonić sobą widok ciała drowki. Miała nadzieję, że to pozwoli choć trochę się
jej uspokoić.
- Nie, chyba nie... Weszłam do pokoju, bo usłyszałam odgłos
szamotaniny - powiedziała niepewnie, podnosząc w końcu wzrok, a potem zerknęła
nieśmiało nad ramieniem zaklinaczki. - Ta drowka... czy ona...?
- Owszem, nie żyje. Zabiłam złodziejkę.
- Na kradzieży raczej by sie nie skończyło, Pani. Pewnie
zabrała ci cały ekwipunek, abyś nie miała czym się bronić, gdy przyjdzie
skrytobójca. Tak właśnie działo się w innych przypadkach.
Półelfka uniosła brwi.
- To znaczy, że były inne tego typu ataki?
- Nie w naszej karczmie, ale wielu poważnych obywateli
Waterdeep zginęło we śnie we własnych łóżkach. Ktoś nasyła na nas skrytobójców.
Ale... skąd oni wiedzieli, że tu przebywasz? - Dziewczyna przekrzywiła zabawnie
głowę, przypatrując się Lyi z zaciekawieniem. - Przecież dopiero co przybyłaś
do miasta... - Wstrząsnęła grzywą kasztanowych włosów. - Muszę opowiedzieć o
tym ojcu: dbamy o bezpieczeństwo naszych gości. Ta złodziejka z pewnością
korzystała z magii - tylko dzięki niej mogła się tu dostać niezauważona. Na
pewno za pomocą tej samej magii przetransportowała twój ekwipunek z powrotem
tam, skąd przybyła.
Zaklinaczka przygryzła lekko wargi uświadamiając sobie
wszystkie implikacje związane ze zniknięciem kufra. Została pozbawiona nie
tylko magicznej broni i całego zestawu zwojów, różdżek i eliksirów, ale i
zupełnie zwyczajnych rzeczy, jak choćby grzebień czy bielizna na zmianę.
- Nie wiesz może, gdzie znajdę jakiś sprzęt zastępczy?
- Ojciec zebrał w karczmie sporo różnego uzbrojenia,
pancerzy i innego sprzętu. Ma on służyć obronie Waterdeep, więc każdy
działający w tym celu może sobie wziąć, czego mu tylko trzeba. Zbrojownia
znajduje się po drugiej stronie korytarza - powiedziała z uśmiechem Tamsin,
wskazując dłonią kierunek.
- Dziękuję, zajmę się tym od razu.
- Wiem, że nasz ekwipunek nie jest godzien takiego bohatera,
jak ty - ale nic lepszego nie mamy - mruknęła, instynktownie podnosząc dłoń i
nakręcając kosmyk włosów na palec. Przez chwilę wyglądała jak mała dziewczynka,
jednak równie szybko znów się wyprostowała, jakby przypominając sobie o swych
obowiązkach. - Musisz mi wybaczyć - opuszczam cię, muszę pomówić z ojcem.
Powiem mu, co tu zaszło, chyba jednak lepiej będzie, jeśli nie będziesz o tym
mówić innym gościom. Nie potrzeba nam paniki w karczmie, a ojciec na pewno
zadba, aby coś takiego już się nie powtórzyło.
Lya pokiwała tylko głową, w pełni rozumiejąc sytuację.
- Dobra, zmykaj.
- Żegnaj, pani. - Dziewczyna dygnęła. - Gdy już wybierzesz
sobie sprzęt w zbrojowni, zejdź na dół do głównej komnaty. Ojciec tam na ciebie
czeka.
To mówiąc Tamsin ulotniła się z pokoju tak szybko, jak się w
nim pojawiła, zostawiając półelfkę sam na sam z trupem drowki. Lya podeszła do
ciała i uważnie zlustrowała je wzrokiem. Ciemnoszary strój, włosy starannie
skryte pod kapturem i chusta otulająca twarz - kobieta była naprawdę dobrze
przygotowana. Jej buty nie miały twardej podeszwy, a jedynie coś na kształt
miękkiej, zamszowej poduszki. Zaklinaczka wątpiła, by wydawała jakikolwiek
dźwięk przy chodzeniu. Przy pasie wisiał płócienny bandolier ze starannie
obszytymi guzikami - nic w tym stroju nie mogło wydawać dźwięków ani choć
odrobinę się błyszczeć. Lya przyklęknęła i ostrożnie zaczęła odpinać kieszonki
bandoliera, szukając czegokolwiek, co mogłoby jej więcej powiedzieć o ataku.
Jedynie jej sen stanowił wskazówkę, jednak nauczyła się, by nie ufać do końca
wszystkim swym snom. Od kogo mógłby właściwie pochodzić? Nie miała czasu, by
dobrze się nad tym zastanowić...
Bandolier nie zawierał niczego, co pomogłoby odpowiedzieć na
pytania. Jedynie pęk świetnie wykonanych wytrychów i pospolitą miksturę, którą
Lya zidentyfikowała jako Miksturę Kociej Zwinności. Czerwony płyn w maleńkiej
buteleczce sprawiał, że nawet najbardziej ociężały i niezgrabny człowiek mógł chociaż
przez krótki czas poruszać się jak akrobata. Zaklinaczka bez mrugnięcia okiem postanowiła
przywłaszczyć sobie eliksir - długa kariera awanturnicza sprawiła, że już dawno
pozbyła się podobnych skrupułów.
Czas na myślenie już się skończył i teraz musiała działać.
Stała w swym pokoju ubrana jedynie w cienką bieliznę, która ledwie zakrywała
jej ciało, trzymając w dłoni nóż i eliksir. Potrzebowała jakiegokolwiek
ekwipunku, nie mówiąc już o ubraniach. Lya podeszła do drzwi, uchyliła je
ostrożnie i wyjrzała przez szparę. korytarz na zewnątrz był zupełnie pusty, a
drzwi do zbrojowni znajdowały się dosyć blisko, więc postanowiła zaryzykować.
Wyślizgnęła się z pokoju i w kilku susach dopadła drewnianych, okutych drzwi.
Weszła do środka i starannie je za sobą zamknęła.
Wnętrze zbrojowni było nieco zagracone - pod ścianami
znajdowały się stojaki na wszelkiej maści broń i zbroje, wśród których próżno
było szukać dwóch takich samych egzemplarzy. Liczne miecze, włócznie, kusze i
łuki, do tego rozwieszone tu i tam kolczugi, a nawet kilka zbrój płytowych.
Jednak to nie interesowało Lyi. Wątpiła, by znalazła tutaj jakąkolwiek magiczną
szatę, więc zaczęła szukać po prostu jakiegoś lepiej uszytego ubrania lub
bardzo lekkiej zbroi. Mimo pozornego bałaganu w zbrojowni wszystko było na
swoim miejscu, toteż już po chwili zaklinaczka zakładała dopasowane spodnie z
miękkiego zamszu, wzmacniane na kolanach i udach, mocne buty i nieco zbyt dużą,
lnianą tunikę o szerokich rękawach. Na wierzch założyła skórzaną kamizelkę,
która nie krępowała jej ruchów i zapewne również nie byłaby w stanie zatrzymać wymierzonego
w nią ostrza, jednak lepsza taka ochrona, niż żadna. Do tego plecak uszyty z
mocnego materiału, bandolier z kilkoma miksturami leczniczymi i okuty metalem
kij, który pozwoliłby jej zatrzymać ewentualne ciosy tych, którzy znaleźliby
się zbyt blisko. Dla każdego maga walka w zwarciu była tym, co śniło się w
najgorszych koszmarach - konieczność uchylania się przed atakami i dzielenia
swojej uwagi pomiędzy ratowanie własnego życia, a rzucanie jakiegokolwiek
zaklęcia często prowadziła do zguby nawet tych najbardziej doświadczonych.
W końcu kobieta poczuła się usatysfakcjonowania swoim
ekwipunkiem. Tamsin miała rację - nie potrafił zastąpić jej własnych rzeczy,
jednak lepsze to, niż nic. Ostatni raz poprawiła bandolier i opuściła
zbrojownię z zamiarem jak najszybszego udania się do Durnana.
Oto i kolejny fragment. Trochę bardziej pcha akcję do przodu, choć zdaję sobie sprawę, że to wciąż mało :) Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu.
12 komentarze:
Nie no ciekawie. Coraz lepiej. Chciałabym wiedzieć coś więcej. Strasznie podoba mi się twój styl pisania. Całe opowiadanie zionie tajemnicą i magią, a takie klimaty kocham najbardziej. Zniecierpliwościa czekam na nastepny rozdział.
Cieszę się, że Ci się podoba :) W następnym rozdziale spróbuję dodać nieco adrenaliny i ożywić akcję :D
Rozdział jest przepełniony informacjami i akcją, że się chyba pogubiłam. ten sen na początku... hmm ciekawe. No i później ta dziewczyna co zabrała bohaterce rzeczy. Kto ją nasłał?
To opowiadanie jest przepełnione tajemnicami, co ja lubię^^
pozdrawiam;*
No cóż, odpowiedzi na to pytanie można próbować szukać w treści snu, ale kto wie, czy został zesłany przez przyjaciela, czy wręcz przeciwnie :D
U mnie nowy rozdział. Jeśli jesteś zainteresowana zapraszam.
Zapraszam na nowy rozdział na blogu [http://niklaus.blog.onet.pl/]. Jak zapoznam się z rozdziałem u Ciebie i znajdę chwilę, to zostawię kilka słów na znacznie bardziej interesujący Cię temat. pozdrawiam, Anima
Serdecznie zapraszam na Rozdział Pierwszy! :)
Na blog [http://niklaus.blog.onet.pl/] pojawił się rozdział 4. Zapraszam serdecznie. Zapraszam również na moją stronę na Facebook'u [http://www.facebook.com/pages/Anima/340775542630183], gdzie będą na bieżąco zamieszczane informacje dotyczące prac nad kolejnymi rozdziałami moich opowiadań.
Noo, jestem naprawdę pod wrażeniem tego rozdziału. Świetnie poradziłaś sobie z opisem snu - oddałaś cały nastrój tajemnicy i grozy. Lubię Twój sposób opisywania - jest niezwykle szczegółowy, tak, że czytelnik potrafi sobie wszystko dokładnie wyobrazić, jednocześnie nie nudzi się.
Brawa należą Ci się również za dialogi. Wzięłaś je z gry i bardzo ładnie ubrałaś własnymi opisami. Spodobało mi się takie połączenie. Dzięki temu mogę cieszyć się znanymi rozmowami w niezwykle estetycznej oprawie. "Doszlifowałaś" je, stwarzając coś pięknego :)
Już zaklepuję sobie następne wolne popołudnie na kolejny rozdział :)))
Pozdrawiam bardzo serdecznie :)))
Ojej, miło mi :) Strasznie mnie rozpieszczasz tymi komentarzami
Wcale nie rozpieszczam, samą prawdę mówię ;)
Jutro postaram się nadrobić zaległości w rozdziałach :)
Jeśli chodzi o Zapomniane Krainy, to liznąłem kiedyś Baldur's Gate'a i Icewind Dale'a - ale powiem Ci, że po lekturze prologu i dwóch rozdziałów Twojego autorstwa, nabrałem potężnej ochoty na grę :P Znakomicie opisujesz świat, widać, że znasz się na rzeczy. Budujesz świetny klimat i - jakby tego było mało - prezentujesz wysoki poziom słownictwa. Bardzo przyjemnie jest czytać Twoją opowieść.
Dołączę do grona obserwatorów, ok?
Wiem, że to nie miejsce na reklamę, ale przy okazji zapraszam do mnie:
http://kronikitemnoru.blogspot.com/
Pozdrawiam!
Prześlij komentarz