Rozdział 1.9 - Sala luster

Tylko poszukiwacze przygód myślący daleko wprzód mieli szansę na przetrwanie i Lya właśnie do nich należała. Chociaż nie miała w zamyśle grabienia dobytku królów, mimowolnie układała w myślach plan ewentualnej potyczki. I teraz bardzo się on przydał. Nim którykolwiek z władców zdążył na dobre wstać, zaklinaczka cisnęła miecz na ziemię, a z jej palców wytrysnął strumień płomienistej magii, który zmienił się w potężną ścianę huczącego ognia, rozdzielającą komnatę na dwie części. Żar był tak wielki, że trudno było chociażby do niej podejść, nie mówiąc już o pokonaniu. Półelfka była świadoma, że wśród wszelkich przeszkód, to ogień i światło były tymi, których najbardziej bali się nieumarli.
Żywiołak wody rzucił tylko spojrzenie w stronę płomieni. Trudno było odczytać, czy na jego obliczu widnieje strach, czy może podziw - zarówno przez to, że jego twarz zdawała się wciąż płynąć i falować, jak i dlatego, że niemal natychmiast rzucił się na jednego z nieumarłych królów. Wszyscy oni byli magami, dlatego wodna istota pospieszyła, by związać jednego z nich w walce wręcz. Nie było w końcu nic gorszego dla maga, niż wywijający bronią w pobliżu wojownik, nie pozwalający skupić się na czarach.
Deekin, choć nieśmiały w rozmowach, w walce niezmiennie zachowywał zimną krew. Szybko załadował swoją niewielką kuszę, a następnie wystrzelił śmiercionośny bełt, który wbił się w czerep najbliższego króla i przybił go do tronu, do wtóru pełnego gniewu syczenia i warkotu nieumarłego.
Sharwyn nie pozostała w tyle. Z pieśnią na ustach ruszyła w stronę innego władcy, groźnie dzierżąc swój egzotyczny, podwójny miecz. Dźwięki ballady opowiadały o męstwie i chwale, dodając towarzyszom energii do walki, i wlewając strach w serca przeciwników. Choć trudno było powiedzieć, czy miało to jakikolwiek wpływ na nieumarłych magów. Kobieta zamachnęła się tanecznie na wstającego właśnie króla, niemalże odcinając jego rękę tuż przy łokciu.
Ale oto pierwsza chwila zaskoczenia minęła. Królowie na dobre zbudzili się ze swego snu i byli bardziej niż gotowi do walki. 
Komnata momentalnie zawibrowała od destruktywnej magii. Lya krzyknęła głucho, zasłaniając głowę rękami, gdy tuż obok niej w podłogę uderzyła błyskawica. A po niej następna. I jeszcze jedna. Czary władców nieuchronnie spychały zaklinaczkę w stronę ściany ognia, jednak ta szybko to spostrzegła. Przełamując naturalny odruch osłaniania się wyciągnęła ręce ku mocy Splotu, kształtując z jego jasnych pasm świetlistą klatkę. Bariera otoczyła zaklinaczkę, zaś przecinające powietrze błyskawice jedynie nieszkodliwie odbijały się od jej prętów.
Trudno jest jednocześnie skupić się zarówno na zaklęciach, jak i na działaniach przeciwników i przyjaciół. Niemniej jednak sztuka ta jest kluczową, jeśli trzeba nie tylko przeżyć, ale i wygrać bitwę. Lya z nadzieją obserwowała poczynania towarzyszy. Legendarni królowe-magowie nieuchronnie ustępowali pod naporem furii żywiołaka, Deekin dwoił się i troił, jednocześnie przyszpilając nieumarłych kolejnymi bełtami i unikając ich zaklęć, zaś Sharwyn zdawała się tańczyć pośród bitewnego zgiełku, a jej miecz śpiewał. W końcu ostatni z królów wycofywał się już w kierunku swego tronu, kuśtykając na przestrzelonej nodze. Walka wydawała się przesądzona.
I wtedy runęła ściana ognia.
Lya była pewna, że jej zaklęcie wytrzyma jeszcze co najmniej kilka chwil, jednak wszystko wskazywało na to, że nie doceniła potęgi starożytnych magów. Zaklęcie zostało rozdarte na strzępy, a ogień zniknął tak nagle, jak się pojawił i drużyna znalazła się w bardzo zły położeniu. W drugiej części pomieszczenia pozostało jeszcze czterech magów, ich siły i moc były jeszcze nienaruszone.
Półelfka stała najbliżej i to właśnie na nią wskazał kościany palec jednego z królów. Nieumarły mag wykrzyczał coś niezrozumiałego w swoim obcym, chrapliwym języku i strumień upiornej, czerwonej energii uderzył w zaklinaczkę. Jej ochronna, złota klatka rozpadła się w pył, a ona sama upadła nieprzytomna na podłogę.


Dźwięki docierały do Lyi jakby zza bardzo grubej ściany. Ktoś ją o coś pytał, wołał jej imię, ale nie potrafiła umiejscowić w pamięci tego głosu. Dopiero po chwili znalazła w sobie dość sił, by otworzyć oczy. Twarz, którą zobaczyła nad sobą, była nieco rozmyta, ale zdecydowanie należała do kobiety o niezwykle gęstych, lekko falowanych włosach w ciepłym, mahoniowym odcieniu.
- Spójrz, chyba się obudziła - powiedziała kobieta do kogoś obok.
Lya usłyszała tylko zbliżające się człapanie, a potem pochylił się nad nią dziwnie duży, gadzi łeb.
- Szeefie? Hej, szefie! Deekin myślał, że szef umarł, tak na zawsze...
Ten głos i sposób wypowiedzi, którego nie dało się pomylić z niczym innym, od razu sprawił, że zaklinaczka wróciła do rzeczywistości. Zaczęły do niej napływać wspomnienia walki, kolejne zaklęcia rzucane przez nieumarłych magów, i to ostatnie, wycelowane w nią...
- Nic mi nie jest - powiedziała, podnosząc się do siadu, mimo protestów Sharwyn. - Chyba musiałam stracić przytomność, albo... po prostu zasnąć.
Mimo tego, że jeszcze przed chwilą leżała nieprzytomna, czuła się zupełnie dobrze, nie pamiętała też, by Relikt teleportował ją do Żniwiarza. Zaklęcie rzucone przez tamtego czarodzieja musiało mieć mniej destruktywne skutki, niż jej się z początku wydawało.
Lya ogarnęła wzrokiem pobojowisko. Resztki na wpół zmumifikowanych szkieletów magów leżały bezwładnie, stanowiąc jedyne świadectwo tego, jak zażarta walka się tu rozegrała. Zdecydowanie nie stanowiły już zagrożenia - półelfka czuła, że ożywiająca je magia w jakiś sposób zniknęła, nie miała też już tego upiornego uczucia bycia ciągle obserwowaną.
- Rozejrzyjmy się tu trochę - rzuciła, wstając. Była poszukiwaczem przygód z krwi i kości, zaś zostawianie wartościowego ekwipunku na ciele pokonanego wroga było jawnym marnotrawstwem. Żaden z jej towarzyszy się nie sprzeciwił - podobnie jak ona wiedzieli, że czasem jeden mało wartościowy eliksir potrafi przesądzić o wyniku batalii. Razem obeszli komnatę, uważnie oglądając rzeczy władców. Mimo, że zostali pokonani, jakoś nikomu nie kwapiło się, by ich nadmiernie dotykać - przesuwali bezwładne, kościane kończyny końcem podwójnego miecza Sharwyn. 
Enserric nie posiadał się z radości. Trajkotał jak najęty o cudowności świata i przyszłych walkach, w których "będzie ciął wrogów na kawałeczki", próbował też zalecać się do Sharwyn, dopóki ta nie zagroziła, że osobiście odniesie go do króla, któremu został zrabowany. 
W końcu drużyna opuściła bogato zdobioną salę, bogatsza o nowe przedmioty i błękitny pręt do mechanizmu, który trzymał jeden z królów.
Ich wędrówka ciągnęła się dalej tak samo, jak poprzednio - Lya rzucała zaklęcia maskujące, a następnie wszyscy przekradali się obok walczących grup grigów i ogrów. Zrobili też jeden większy postój - każdy czul już się zmęczony kolejnymi walkami, zaś Lya nie mogła rzucać swych czarów w nieskończoność. Potem ze świeżymi siłami ruszyli dalej.
Podgórze miało dla nich jeszcze kilka niespodzianek, a Sala Śpiących Królów nie była największą z nich. 
Kolejny korytarz, zamiast otworzyć się na niedużą komnatę, jakich pełno było na tym poziomie, zmienił się nagle w strzelistą, lecz dość wąską salę wyłożoną surowym, ciemnym kamieniem. Wydawałoby się, że nie było w niej nic niezwykłego, lecz dopiero po chwili Lya zauważyła, że pod każdą ze ścian ciągnie się szpaler wysokich, zdobionych luster. Ramy były wysadzane drogimi kamieniami, a powierzchnia każdego lśniła i migotała dziwnym blaskiem. Nim jednak zaklinaczka zdążyła chociażby otworzyć usta, Sharwyn krzyknęła "Dalean!" i pobiegła przed siebie. Lya zacisnęła usta - coś takiego było więcej, niż głupie. W końcu sala mogła być wyłożona pułapkami, jednak nie powiedziała nic kobiecie, a jedynie podążyła za nią.
Po drugiej stronie sali leżało zwaliste ciało półorka, wciąż ściskającego swój potężny podwójny topór, pomimo licznych ran. Wyglądały jak szerokie i głębokie cięcia, które można było zadać... właśnie toporem. Sharwyn klęczała przy swoim towarzyszu.
- Daelanie... Daelanie, zbudź się - poprosiła, lekko klepiąc jego policzek, a potem cofnęła rękę, gdy poczuła chłód martwego ciała. - Nie żyje...
- Nie martw się, zaraz temu zaradzimy - powiedziała Lya, również przyklękając przy wojowniku i wyciągając z torby berło wskrzeszenia. Sięgnęła myślami do niego i niemal natychmiast poczuła budzącą się w nim magiczną moc. Berło rozbłysło miękkim, białym blaskiem, rozświetlając korytarz i rzucając ciepłe światło na ciało Daelana. Jego rany zaczęły się w cudowny sposób goić, a twarz nabrała żywszych barw. Nagle mężczyzna wziął głęboki oddech i gwałtownie otworzył oczy, a głowa zwróciła na bok w poszukiwaniu wroga, którego nie ma. Dopiero po chwili uświadomił sobie obecność drużyny.
- Daelanie, to ja - Sharwyn. Wiesz, gdzie jesteś? - spytała kobieta, łagodnie pochylając się nad towarzyszem
- Tak... Znam cię. Przypominam sobie.. Walka w karczmie Durnana... - mruknął, pocierając skroń olbrzymią dłonią. - Już pamiętam. Pognaliśmy do lochu za obserwatorem, ale to była zasadzka. Wydawało nam się, że doganiamy przeciwnika i wtedy zostaliśmy zdradziecko ostrzelani. Sprawy potoczyły się tak szybko, że nie było nawet czasu się nad tym wszystkim zastanowić. Niewidoczni napastnicy uciekli, a ja w szale rzuciłem się w mrok w pogoni za nimi. Nie udało mi się dogonić tych, którzy nas zaatakowali. Gdy przerwałem pościg, okazało się, że oddzieliłem się od grupy. Od tej pory błąkałem się samotnie po tych lochach.
- W jaki sposób zginąłeś? - spytała Lya. W końcu coś, co zabiło rosłego półorka mogło się tu w każdej chwili pojawić...
- Przez nieostrożność. - Przyznał wprost. - Szukałem wyjścia i trafiłem do komnaty luster. Zobaczyłem swoje odbicie, wydawało mi się jednak, że widzę też błysk skarbu u swych stóp. Zbliżyłem się do jednego z luster. Jednego z dwóch środkowych na wschodniej ścianie, jeśli dobrze pamiętam. Nagle, ku mojemu przerażeniu, moje odbicie wyszło z lustra i mnie zaatakowało! Byłem zaskoczony, bo od samego początku zostałem zmuszony do obrony. Podły bliźniak odbijał kontrował wszystkie moje ciosy, a stan, w którym mnie znalazłaś, jasno wskazuje na rezultat naszego pojedynku. Nie wiem, gdzie teraz jest mój sobowtór. Może zabijając mnie, zniszczył sam siebie, a może zaklęcie utraciło moc podczas mojego spoczynku w  tym miejscu... Naprawdę nie mam pojęcia.
- Wiesz, gdzie są twoi towarzysze?
- Nie. Miałem nadzieję spotkać ich podczas wędrówki po lochach, ale nie poszczęściło mi się. Przypuszczam, że mogli zapuścić się w głąb Podgórza - w każdym razie mam nadzieję, że poradzili sobie lepiej ode mnie... - Podrapał się po zarośniętym krótką szczeciną policzku. - Te lustra... Nie są tym, czym się wydają. działa tu jakaś plugawa magia. Moja... Moja własna śmierć została spowodowana właśnie przez nie.
- Może się do nas przyłączysz? - podjęła Sharwyn, patrząc na niego z nadzieją.
- Sądzisz, że to dobry pomysł? Jak do tej pory nie miałem zbyt wiele szczęścia w Podgórzu...
- Tak czy siak... przyda mi się twoja pomoc - wtrąciła Lya. Dalean był potężnym wojownikiem. Kogoś właśnie takiego brakowało w ich drużynie.
Półork wyszczerzył kły.
- Prawdę mówiąc, to nie chciałem jeszcze kończyć podróży w Podgórzu. Walka u twego boku będzie dla mnie zaszczytem.
Po tych słowach mężczyzna wstał sprawnie i na powrót chwycił swój podwójny topór, gotowy do walki. Jednak Lya nie zamierzała jeszcze opuszczać komnaty.
- Mówiłeś, że widziałeś w lustrach, jak przy twoich nogach pojawiają się skarby, tak?
Daelan spojrzał na nią z lekkim niepokojem.
- Tak, to właśnie widziałem. Nie wiem, do czego zmierzasz...
- Skoro wiesz, z którego lustra wyszło twoje odbicie, to możemy je po prostu ominąć. Może tylko to jedno z nich jest tak zaczarowane, a w pozostałych znajdziemy skarby? Z tamtego wyszedł zupełnie realny Daelan, więc czemu skarby też nie miałyby być realne?
Sharwyn pokręciła głową.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, Lya. Chyba za bardzo skupiasz się na tutejszych bogactwach, a za mało na tym, co faktycznie mamy robić.
Zaklinaczka drgnęła. Słowa Sharwyn naprawdę ją zabolały, szczególnie dlatego, że były zupełnie nieprawdziwe. Dobrze pamiętała, że nie była tu dla rozrywki ani skarbów, ale dla zażegnania kryzysowej sytuacji w Waterdeep... i wyjaśnieniu jej przyczyn. 
- Jeśli możemy znaleźć tam coś, co może pomóc w naszej misji, to warto zaryzykować.
- Deekin myśli, że szef dobrze mówi. Jest nas czworo i jeśli będziemy patrzeć w lustra pojedynczo, to nawet, jeśli coś z niego wyjdzie, będzie to tylko jedno odbicie - Kobold popatrzył na Lyę. - Deekin może patrzeć i szukać skarbów. Deekin jest mały i słaby, na pewno nie będzie groźny.
To chyba przekonało drużynę. Czerwony Tygrys zaplótł umięśnione ramiona na piersi, a Sharwyn w końcu pokiwała głową.
- Dobrze... możemy tak zrobić.
Lya wskazała Deekinowi pierwsze z brzegu lustro. 
- Do dzieła, Deekinie. I nie bój się, będziemy cię chronić, gdyby coś jednak wyszło z tego lustra.
Kobold zatarł łuskowate łapy i podszedł do zwierciadła. Spojrzał w jego kryształową taflę, a jego oczy rozszerzyły się lekko.
- Łaaał - westchnął, a potem schylił się i sięgnął, nie odrywając wzroku od lustra. W jego dłoni pojawił się jakiś dziwny, błyszczący kryształ. Wyglądało to tak, jakby Deekin po prostu podniósł go z ziemi u swych stóp, chociaż wcale go tam nie było. Gdy tylko pojawił się kryształ, całe zwierciadło rozbłysło nagle, a potem zgasło zupełnie. Zniknął też magiczny poblask, którym było otoczone - jego magia się wyczerpała i było już tylko zwykłym lustrem.
- To jeden z kamieni Ioun - powiedziała Lya, odbierając go od kobolda. Przyjrzała się jego powierzchni - była lśniąca i bardzo twarda, zaś wnętrze wyglądało tak, jakby wypełnione było czymś pomiędzy oparami mgły a płynną perłą. - Dosyć rzadki. Regeneruje odniesione rany.
To mówiąc wyciągnęła go w stronę Daelana i posłała myśli do przedmiotu. Kamień rozbłysnął lekko, a następnie poderwał się w powietrze, podleciał do półorka i zawisł w powietrzu obok jego głowy. Ten na początku próbował uchylić się od kamienia, ale gdy zobaczył, że nic złego się nie dzieje, zmierzył go tylko wzrokiem i odwrócił się do Lyi.
- Dziękuję
Deekin wyjmował kolejne magiczne przedmioty z luster - były to najczęściej eliksiry, ale raz zdarzyła się różdżka, magiczny pas, jeszcze jeden kamień Ioun... W końcu zostało już tylko kilka luster, ale Lya postanowiła, że nie będą ich sprawdzać. Daelan nie był pewien, z którego dokładnie wyszło jego odbicie, więc postanowili zostawić sobie trochę rezerwy.
 Drużyna już miała wychodzić z komnaty, gdy uwagę zaklinaczki przykuł głos Sharwyn.
- O bogowie, nie... - wyjąkała, wpatrując się w jedno z niesprawdzonych luster i cofając się od niego z przestrachem. - Lya, ja nie chciałam, naprawdę... Tak bardzo cię przepraszam.
W tym momencie półelfka zobaczyła, jak z gładkiej tafli lustra wychodzą czyjeś ręce, a następnie zapierają się o bogato zdobioną ramę...

[Wiem, nie tak to miało wyglądać. Miałam opublikować ten rozdział w czerwcu, tuż przed długim wyjazdem wakacyjnym, ale sprzęt rozkraczył się właściwie dzień przed premierą, a potem byłam już na obozie w głębokim buszu, bez szans na chociażby powiadomienie Was o sytuacji. Ech, Murphy nie śpi :) W każdym razie przepraszam za to, a rozdział jest z chyba dwumiesięcznym opóźnieniem. Mam nadzieję, że się podoba]

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

15 komentarze:

Mihoshi pisze...

Nie zawiodłam się na Tobie - walka trzymała w napięciu i do końca nie byłam pewna, jak drużyna Lyi sobie poradzi. Na szczęście wyszli z niej cało, choć walka do łatwiejszych nie należała.
Dzięki Daleanowi, drużyna będzie bardziej zbalansowana, choć na pewno przydałby się uzdrowicielskie umiejętności Linu ;)
A już myślałam, że Salę Luster przejdą bez kłopotów! ( swoją drogą, ja zawsze zapominałam w które lustro nie wolno patrzeć, i musiałam bić się ze swoim klonem xD ). Sharwyn niechcący uruchomiła pułapkę - ciekawe, jak poradzą sobie z jej sobowtórem.
Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejny rozdział ;)))

Śniąca pisze...

Dziękuję :) Następny rozdział postaram się dodać w terminie, tj. za tydzień w poniedziałek. Walkę lepiej mi się pisze, jak jest Daelan - to naprawdę potrzebna postać i uświadamiam to sobie zarówno, gdy go w końcu znajduję podczas gry, jak i podczas pisania :D

Jasmine pisze...

Ha, no proszę. Wchodzę co jakiś czas i już tak powoli tracę nadzieje, ale wygląda na to, że niepotrzebnie. Mi też sprzęt potrafi zaleźć za skórę i zepsuć się dokładnie wtedy, kiedy niepowinien.

Śniąca pisze...

Już się bałam, że porzuciłaś czytanie, jak mam być szczera ;) Byłoby przykro, szczególnie, że nie ma do Ciebie żadnego kontaktu

Jasmine pisze...

Śniąca z Faerun Tales i Jasmine Znikąd. Bywa :)

A co do samej treści (widzę, że jesteś przy komputerze, skoro tak szybko dostałam odpowiedź) - ciekawe rozwiązanie drużyny. Fakt, dołączanie kolejnych towarzyszy jest znacznie bardziej logiczne, niż to, co oferuje gra, czyli wybór tylko dwóch. No i cieszę się, że robisz z nich bardziej autonomiczne jednostki, a nie tylko kolejne postacie, które mają osłaniać bohatera gracza. I jest jeszcze jedna sprawa. Ktoś tu chyba nie przepada za opisywaniem walk... ;)

Śniąca pisze...

Ktoś tu chyba nie umie opisywać walk, a nie tylko "nie przepada"... Początkowo chciałam opisywać walkę tak, jak faktycznie przebiegała - w NWN jest to okno, w którym pojawiają się zarówno dialogi i komunikaty, jak i wszelkie czary i zadane obrażenia. Niestety wyszłoby to bardzo nierealistycznie. Na wyższych poziomach, gdy każda postać ma dwu lub trzycyfrową ilość punktów życia walka strasznie się ciągnie, poza tym trudno tam też wkomponować efekty zadanych ran - jakieś utykanie, krzyki czy cokolwiek - tak, żeby nie wyszło sztucznie. Następna walka chyba wyszła mi trochę lepiej, a przynajmniej taką mam nadzieję. Nie urywam jej utratą przytomności ani nie uogólniam pod koniec. To już chyba jakiś postęp ;)

Jasmine pisze...

Chyba jesteś dla siebie zbyt surowa. System D&D ma to do siebie, że walki tam po pewnym czasie robią się mało strawne. Mechanika po prostu nie wyrabia na pewnym poziomie rozwoju postaci. Są ludzie, którym to nie przeszkadza. Dla nich epickośc może rosnąć w nieskończonośc, aż do wpływania w górę wodospadu, jak to jest opisane w sławnym Podręczniku Przygód Epickich. Nie wiem, czy miałaś kiedykolwiek w ręku lub w pdf. Genialna pozycja. Wracajac do tematu - pisarz powinien się rozwijać, a najlepszym motorem rozwoju jest dostrzeżenie własnych błędów i niedociągnięć. Skoro je dostrzegasz, to już część sukcesu :)

Śniąca pisze...

O matko, chyba biorę się za pisanie. Takie komentarze naprawdę dają kopa. Pozytywnego, rzecz jasna. I wolę być dla siebie zbyt surowa, niż na odwrót. W Internecie większość osób potrafi tylko napisać, że "ładnie, pięknie, pisz dalej", zamiast faktycznie powiedzieć cokolwiek o błędach i niedociągnięciach, dlatego biorę na to poprawkę.

Jasmine pisze...

Dobrze, bierz poprawkę :) I pisz. Tyle czasu nie było rozdziału, że czuję się trochę głodna. Mimo wszystko :D

Lazuro pisze...

Aach, zatem jest i Daelan ;p Jego toporzysko dobrze służyło mojemu evokerowi; potem z ciekawości wybrałem innego najemnika ale chyba jednak powrócę do Tygryska -.-
Świetny rozdział, Twoje opisy pobudziły moją wyobraźnię do działania, tak, iż prawie ogłuchłem od trzasku piorunów, a wnętrze sali luster wyobraziłem sobie bez trudu. Swoją drogą, świetne rozwiązanie z soundtrackiem z gry, + 10 do klimatu ;)
Jedyne, co mnie lekko raziło, to elokwencja Daelana, ale chyba w NWN też jest całkiem wygadany :) Nie żebym twierdził, iż dobry wojownik musi być idiotą, ale wielkie orczycho posługujące się niezwykle wyszukanym słownictwem... Trochę to kłuje w oczy :p Nie myśl, że sam jestem pod tym względem świętoszkiem - parokrotnie już zjechano mnie za coś podobnego :)
Dziękuję też serdecznie za lekturę mojej opowieści oraz treściwy, a do tego miły i bardzo motywujący komentarz. Dziękuję za każdy punkt Twojej recenzji, także za rady dotyczące akapitów (choć, jeśli mam być szczery, nie chce mi się nad tym ślęczeć; ale rada jak najbardziej cenna!) oraz numerowania rozdziałów (piszę w Wordzie i przyzwyczaiłem się do rzymskiego numeru nad każdym rozdziałem; wiem, że to swoisty pleonazm).
Dodam, że fakt, iż ogarnęłaś taką partię tekstu jednego dnia, zwalił mnie z nóg i zaszczycił, jest to bowiem 40,5 stron w Wordzie czcionką Calibri, rozmiar 10...
Dziękuję raz jeszcze i pozdrawiam serdecznie!

Śniąca pisze...

Dziękuję :) Z tym soundtrackiem to miałam lekkie obiekcje, czy go włączać na "dzień dobry", czy nie, bo jestem świadoma, że nie każdy lubi tropić w otwartych kartach miejsce, z którego się nagle zaczęła wydobywać muzyka, ale w końcu stwierdziłam, że najwyżej dostanę po uszach od czytelników i wtedy zmienię.

Jeśli chodzi o elokwencję Daelana, to muszę się nie zgodzić. Dialogi pochodzą wprost z gry, więc Daelan jest dokładnie tak samo wygadany, jak zażyczyli sobie tego twórcy. Poza tym jako przygłupi półork nie byłby chyba takim fajnym towarzyszem ;) Z resztą to jest dość spójna postać - pojęcie honoru wpajane przez plemię od najmłodszych lat, chęć swoistego "odpokutowania" za orczą krew ojca, no i potem cała ta historia z wygnaniem z plemienia w pierwszej części NWN - to wszystko składa się na wojownika, który w walce jest bardziej, niż straszny, a przy tym łamie stereotyp półorka prezentując zupełnie rycerskie podejście do życia.

Jeśli chodzi o przeczytanie Twojego opowiadania i komentarz, to jest to też w połowie Twoja zasługa - gdybyś nie napisał kawałka dobrej literatury, to by mnie wołami do czytania nie szło zaciągnąć :D Poza tym mam za sobą dosyć długą karierę oceniającej i chyba jakieś drygi mi stamtąd zostały ;)

Justyna Górak pisze...

Twój blog został dodany do kolejki Corriente na Nagannie.blogspot.com

Jaenelle pisze...

Przeczytałam już wczoraj, ale męczący mnie katar nie pozwolił na sklecenie sensownego komentarza, więc dla bezpieczeństwa wolałam to odłożyć.
Zupełnie nie pamiętam już tego dodatku NWN, dlatego z tym większym zainteresowaniem czytam każdy kolejny rozdział i czuję się tak, jakbym ten świat odkrywała na nowo.
To ja chyba jestem jedną z nielicznych, która nie przepadała za towarzystwem Daelana. Nawet w tych niezbyt trudnych walkach padał mi po kilku ciosach.
Ale podoba mi się pomysł, że drużyna będzie składać się z większej ilości postaci. Wiadomo, gra posiada swoje ograniczenie, które na szczęście nie mają nic wspólnego z opowiadaniem.
Jak sobie pomyślę o sali luster, to znając mnie i mój zapał do grabienia wszystkiego (co często źle się kończy, gdy czegoś ruszać nie wolno) musiałam walczyć z sobowtórem.
Zastanawiam się, jak poradzi sobie z drużyna, która z tego co widać lekko nie ma.
Pozdrawiam serdecznie :)

Śniąca pisze...

Ojej, to życzę pozbycia się uciążliwego katarzyska :)

Co do Daelana, to miał przykry zwyczaj wybiegania daleko przed szereg i atakowania wrogów znajdujących się dość daleko - przez to zostawiał drużynę w tyle i przy braku wsparcia... nec Hercules contra plures. Ale po paru zmianach w taktyce było już zazwyczaj lepiej. Na wyższych poziomach stanowił dobre pierwsze natarcie.

Co do sali luster... Tak, ja też zawsze obszukiwałam wszystkie. Ponieważ zazwyczaj gram zaklinaczem (tak, Lya) i na dodatek postać była nieco powergamerska, to sama sobie przetrzepywałam tyłek :D

Unknown pisze...

Piszesz świetnie, naprawdę. Masz cholerny talent, którego tylko pozazdrościć. Ładne, płynne zdania - jedno wychodzi z drugiego. Naprawdę niezwykłe... Nie marnuj talentu, bo kiedyś możesz pożałować.

www.wiek-to-tylko-liczby.blogspot.com

Prześlij komentarz

Czytelnicy