Rozdział 1.3 - Napaść

Lya szła pewnym krokiem w kierunku znajdujących się na końcu korytarza schodów, gdy jej uwagę przykuł głos dobywający się z niewielkiego salonu. Było to miejsce, w którym cichsi klienci mogli posiedzieć w spokoju i porozmawiać bez konieczności znoszenia gwaru i tumultu, który zawsze panował w głównej izbie na dole. Urządzony był skromnie, jednak wygodnie. Jedną ze ścian zajmował niewielki, kamienny kominek, teraz już wygaszony, zaś tu i ówdzie stało kilka wytartych foteli i niskie stoliki. Po podłodze rozrzucono dywany, jeszcze pamiętające czasy swej świetności, gdy były barwne i puszyste. Teraz jednak ich kolor był tylko wspomnieniem, a spomiędzy włókien wyzierała naga podłoga.
- Czyżbym był już tak stary, że nikomu się nie przydam? Jako jeden z niewielu zapuściłem się w mroki Podgórza i wróciłem na powierzchnię! Teraz jednak jestem za stary, aby pomóc Waterdeep w walce z jego wrogiem.
Półelfka przystanęła, by przypatrzeć się rozmówcy. Był to starszy, żylasty mężczyzna ubrany w nieco już wyświechtaną zbroję dość anachronicznego kroju. Wydawał się być gotowy do walki, jednak widać było, że stare ciało ledwie utrzymuje samą wagę zbroi. Widocznie musiał mówić do drugiej osoby znajdującej się w salonie - klęczącego mężczyzny z wygoloną głową, zapewne mnicha.
- Mógłbyś mi pomóc opowiadając o Podgórzu - powiedziała Lya, wchodząc do salonu. - Nazywam się Lya Arden. I chętnie ciebie wysłucham.
Mężczyzna odwrócił się w jej stronę z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy, jednak już po chwili cała jego twarz rozjaśniła się pogodnym uśmiechem.
- Chcesz posłuchać mych opowieści o Podgórzu? Naprawdę? Z przyjemno... to znaczy... Pomoc tobie to dla mnie zaszczyt. Jestem Tanarell. - To mówiąc skłonił się lekko i wskazał kobiecie jeden z foteli, a gdy usiadła, zaczął opowiadać.
- Mówi się, że Podgórze nigdy nie jest takie samo, że ciągle się zmienia. Jednak jedna rzecz pozostaje w tym całym labiryncie wciąż stała, niezmienna. To jego twórca, Halaster.
- Słyszałam jedynie, że jest niepoczytalny...
- Halaster to wielki, straszliwy czarodziej. Podgórze wybudował wiele wieków temu i do dziś sprawuje nad nim kontrolę. Faktycznie, podobno jest całkowicie niepoczytalny, jednak w jego szaleństwie tkwi jednak pewna metoda. Jeśli zrozumie się sposób funkcjonowania jego umysłu, to można wyprawić się do Podgórza i ujść z życiem - tak jak ja.
- Zrozumieć szaleńca? - spytała z powątpiewaniem Lya. Jednak Tanarell kontynuował, niezrażony.
- Podgórze stale się zmienia, jego korytarze i komnaty znikają, i pojawiają się ponownie, dostosowując się do każdego kaprysu Halastera. Ale sama natura tych lochów pozostaje cały czas taka sama. Podgórze ma przybysz zmylić, zdezorientować. Wszędzie pełno tam pułapek i podstępów - nie można pozwolić sobie na chwilę odpoczynku, zawsze trzeba się liczyć z nieoczekiwanym rozwojem wypadków.
- Dlaczego tak jest?
- Wydaje mi się, że może to mieć związek z koncepcją śmierci jako podróży, choć mogę się mylić. Nie twierdzę, że rozumiem postępowanie Halastera. Ja tylko znam ogólne zasady.
- Rzeczywiście, ta rada z pewnością mi się przyda – mruknęła z przekąsem zaklinaczka. Czuła się nieco zawiedziona tym, czego dowiadywała się od Tanarella. Nie było to więcej, niż mogłaby usłyszeć od dowolnego mieszkańca Waterdeep.
Na jej słowa twarz mężczyzny pokraśniała, a plecy nagle się wyprostowały, dodając całej postaci majestatu. Tym razem jego duma została urażona.
- To nie jedyna moja rada – powiedział, marszcząc krzaczaste, siwe brwi. - Uważaj na lustra - prawie zawsze coś kryją. Czasem jest to coś dobrego, z reguły jednak coś bardzo, bardzo złego. Chciwość jest w Podgórzu surowo karana. Często śmiercią.
- W jaki sposób?
- Często przebycie drobnych pułapek wiąże się ze znalezieniem pewnych dóbr, sugerując, że stawka jest wyższa. Potem niebezpieczeństwo rośnie, ale i zyski też... Aż wreszcie uruchamiasz najgroźniejszą z pułapek. Tak ginie większość łowców przygód. Jeśli przeżyjesz jakimś cudem działanie ostatniej pułapki, to możesz sporo na tym zyskać... "Możesz" to ważne słowo.
- Tak, zauważyłam.
- Halaster jest nieprzewidywalny. Czasami nagradza odwagę, dzielność... W innych przypadkach twoje wysiłki na nic się nie zdają, jakby czarodziej sobie z nich kpił.
- Możesz mi powiedzieć coś jeszcze?
Tanarell rozłożył bezradnie ręce.
- Na razie tylko tyle. Może później jeszcze coś sobie przypomnę.
- W takim razie widzenia. I dziękuję za pomoc – powiedziała Lya, posyłając mężczyźnie uśmiech. Jej intuicja podpowiadała jej, że jedna z rad na pewno jej się przyda. Może ta o lustrach? Kto wie…
Oczy starego wojownika rozbłysły dumą.
- To ja dziękuję. Pomoc tobie to mój obowiązek. Niech Tyr chroni cię w podróży.
Półelfka wstała i już miała udać się do Durnana, gdy ponownie coś ją zatrzymało. To był klęczący. Notował coś skrupulatnie na kawałku papieru, co chwilę popatrując w jej stronę, jednoznacznie sugerując, że to ona jest tematem jego tekstu. Wyglądał na człowieka, ale na jego twarzy można było dostrzec drobne ślady częściowo elfickiego pochodzenia. Gdy dostrzegł, że kobieta się w niego wpatruje, uśmiechnął się przyjaźnie.
- Witaj, przyjacielu. Cieszę się, widząc cię dzisiejszego ranka - wraz z innymi poszukiwaczami przygód usłyszysz, co przygotował dla was Durnan. Mam nadzieję, że będzie on w stanie wyjaśnić ostatnie zabójstwa i ataki mrocznego pomiotu na to piękne miasto.
- Kim jesteś? – spytała półelfka, przypatrując mu się uważnie. Początkowo podchodziła do niego dość nieufnie - -wydawało jej się nieco podejrzanym, by ktoś zwyczajnie siedział i pisał o niej, jednak coś w postawie mężczyzny sprawiało, że nieufność sama błyskawicznie znikała.
- Nazywam się Cyphus i jestem mnichem Zakonu Bezpiecznego Umysłu. Szukam tu informacji o mrocznych istotach niszczących to miasto. Mało jak do tej pory napisano o Podmroku, wszystkie te informacje trudno też zweryfikować – przyznał ze smutkiem, zupełnie tak, jakby była to jego wina. - Mój zakon jest zainteresowany sprawdzeniem prawdziwości tych doniesień. Jeśli prawdą jest, co o tobie opowiadają, to cieszysz się sławą znanego łowcy przygód... Powinienem chyba rozważyć opisywanie twoich działań podczas tej wojny.
Lya uniosła brwi, zaskoczona. Do tej pory tylko Deekin, mały kobold, próbował pisać cokolwiek na temat jej dokonań…
- Chcesz o mnie pisać?
- Sprawiasz wrażenie osoby zdolnej do wpływania na bieg dziejów. Jeśli to prawda, to nie mam wyboru i muszę opisywać twoje dokonania. – Wzruszył ramionami, wciąż uśmiechając się rozbrajająco.
- Kim są twoi mocodawcy? – Zaklinaczka zmieniła temat. Na to pytanie przez pogodną twarz Cyphusa pierwszy raz przemknął cień smutku.
- Członkom mojego zakonu nie wolno dzielić się taką wiedzą - obowiązują nas bardzo stanowcze przepisy mające na celu zapewnienie zakonowi bezpieczeństwa. Wystarczy, jeśli będziesz uważała mnie za obserwatora. Życzę ci szczęścia w nadchodzących wydarzeniach, ale nie będę się do nich mieszał.
Postępowanie mężczyzny wydawało się dziwne. Wielkie miasto, Waterdeep, praktycznie się rozpadało i każda para rąk mogąca pomóc była na wagę złota, jednak ten mnich nie zamierzał nic robić, a jedynie się przyglądać. Trudno było zaprzeczyć, że gromadzenie wiedzy jest bardzo przydatne, ale jak inaczej można to było robić, niż tylko będąc w samym centrum wypadków, działając? Mimo tych wątpliwości Lya postanowiła nie komentować postępowania Cyphusa, choć nie uniknęła ledwie dostrzegalnego grymasu dezaprobaty.
Niemniej jednak chciała skorzystać z każdej rady mogącej pomóc jej w rozwikłaniu problemów Waterdeep.
- Mam kilka pytań.
- Zrobię co w mojej mocy, aby na nie odpowiedzieć - pod warunkiem, że nie będzie to sprzeczne z regułą mojego zakonu – dodał mężczyzna.
- Wspomniałeś coś o jakichś zabójstwach?
- Podobno wielu znanych obywateli Waterdeep zginęło, a znalezione na miejscu mordu poszlaki wskazują na to, że sprawcami były drowy. Nie wiadomo, w jaki sposób zabójcy przedostali się do poszczególnych domostw - były one w większości zamknięte lub dobrze chronione. Mam nadzieję, że Durnan wyjaśni nam tę sprawę.
To było znacznie więcej, niż Lya zdołała się do tej pory od kogokolwiek dowiedzieć. Mężczyzna udzielił też informacji bardzo skrupulatnie i lakonicznie. Byłby dobrym towarzyszem, nawet, jeśli miałby jedynie służyć radą.
- Nie skusiłbyś się na współpracę ze mną? – spytała, mając nadzieję, że mężczyzna uzna perspektywę podążania z nią w mroki Podgórza za świetną okazję do dokładniejszego przyjrzenia się faktom. Jednak jej nadzieje były płonne.
- Dziękuję za propozycję, ale muszę odmówić. Jestem tu przede wszystkim obserwatorem i muszę powstrzymać się od udziału w tych wydarzeniach. Swą wiedzę czerpię z obserwacji przeciwnika, nie z walki z nim. Nie liczę na to, że ty lub ktokolwiek inny z zewnątrz zrozumiecie poglądy głoszone przez mój zakon... Postanowiliśmy jednak nie brać udziału w wojnach - naszym zadaniem jest tylko obserwacja i opisywanie zachodzących zdarzeń.
Lya wzruszyła ramionami ze smutnym uśmiechem.
- Szkoda. Twoja wiedza byłaby wielce przydatna. Jednak skoro tak właśnie uważasz, jestem zmuszona się pożegnać – Durnan już zbyt długo na mnie czekał.
- Oby twoja podróż przydała twemu życiu blasku i poszerzyła zasób doświadczeń.
Cyphus skinął jej głową i powrócił do swych kartek, zaś kobieta opuściła salon, zdecydowana tym razem dotrzeć do Durnana bez postojów po drodze.
Jednak nie do końca jej się to udało. Gdy tylko zbiegła po schodach do głównej komnaty, powitał ją wesoły okrzyk.
- No, kogo my tu mamy!
Lya należała do bardzo spostrzegawczych, dlatego wyłowienie z niewielkiej grupy stojącej na środku pomieszczenia drobnego niziołka nie sprawiło jej kłopotu.
- Witaj! – powiedział dudniącym basem zwalisty półork, górujący nad dwiema kobietami i owym niziołkiem.
- Chodź tu. Porozmawiaj z nami – Smukła elfka skinęła do niej dłonią.
Zaklinaczka już wcześniej poznała tę grupę – byli to sławni poszukiwacze przygód, którzy nie raz udowodnili swoją odwagę w bitwie. Najbardziej jednak rozsławiła ich imię pomoc, jakiej udzielili miastu Neverwinter, gdy kilka miesięcy temu nawiedziła je potworna zaraza.
Spotykali się zazwyczaj przypadkiem i raczej na krótko – ot, minęli się na drodze lub nocowali w tej samej karczmie, przez co Lya znała ich bardziej z opowieści, niż rozmów z nimi.
Niziołek nazywał się Tom Szubienicznik, który z racji rozmiarów i niezwykle zwinnych dłoni potrafił przejść bezpiecznie przez obłożone pułapkami korytarze i zamknięte na cztery spusty drzwi. Przy okazji był też strasznym kobieciarzem, a jego lepkie ręce trudno było powstrzymać nawet względem przyjaciół. Tommy kradł co popadło, nie bacząc na to, do kogo należało i nic nie potrafiło dać mu większej motywacji do działania, niż perspektywa pękatego mieszka złota. Mimo to potrafił być doskonałym kompanem i zachować niezłomny optymizm w najgorszych nawet sytuacjach.
Potężny ork nazywał się Daelan Czerwony Tygrys i w boju znaczył tyle, co rozpędzony taran. W jego walce co prawda brakło finezji, jako że polegał głównie na brutalnej sile i swym ciężkim, podwójnym toporze, jednak nie oznaczało to wcale, że był prymitywny. W przeciwieństwie do większości swych braci Daelan odznaczał się wielkim sercem i ogromną wrażliwości, pozbawiony był też myśli o zysku, czym stanowił olbrzymi kontrast dla wiecznie węszącego za pieniędzmi Tommyego. Dosłownie olbrzymi. Jedynie podczas walki ujawniała się ta brutalna, niemalże zwierzęca natura półorka, kiedy z obłędem w oczach szarżował na wroga, samym swym rykiem zmuszając go do ustąpienia pola.
Prócz nich były jeszcze dwie kobiety. Jedna z nich przyciągała swą niesamowitą, magnetyczną urodą. Miedziane włosy lśniły w świetle lamp i opadały kuszącymi splotami na ramiona i twarz, od której harmonii i piękna niemal nie sposób było oderwać wzroku. Jej migdałowe, zielone oczy sugerowały może egzotyczne pochodzenie, a już na pewno rozpalały zmysły. Jednak najniezwyklejszy był jej głos. Śpiew Sharwyn obezwładniał słuchaczy i usidlał ich na długi czas w pułapce słodkich marzeń. Kobieta była jedną z tych niewielu osób, których głos potrafił kształtować samą strukturę Splotu sprawiając, że jej pieśni były nie tylko piękne, ale potrafiły być zabójcze. Jej głos trafiał wprost w serca tych, którzy jej słuchali i potrafił rozpalić w nich wojenny ogień, lub wypełnić je przytłaczającą rozpaczą.
Linu La’neral mimo elfiego pochodzenia zdawała się być nieco przyćmiona urodą barda. Ubrana była w prostą, ciemnobłękitną szatę przywodzącą na myśl nocne niebo, a na jej szyi wisiał srebrny półksiężyc – symbol Sehanine Księżycowy Łuk – bogini, której służyła. Otaczała ją aura spokoju i ciepła, a roześmiane, błękitne oczy zdawały się patrzeć wprost w duszę i koić wszelkie smutki. Przy niej trudno było się martwić nawet wtedy, gdy wszystko wydawało się stracone. Stanowiła duszę całej drużyny i zazwyczaj to ona kierowała ją do nowych przygód i wyzwań, łagodziła też wszelkie tarcia między jej członkami, oraz rzecz jasna, powstrzymywała wszędobylskie dłonie Tommy’iego od ciągłych kradzieży.
Linu kiwnęła głową na powitanie, a z jej subtelnych warg nie schodził jasny uśmiech.
- Witaj, skarbie. Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali twojego przybycia.
- Karczmarz nas ignorował, czekając, aż pojawi się Lya Arden. A ja nie śpieszyłem z daleka z pomocą tylko po to, aby zostać tak potraktowanym – prychnął Daelan, krzyżując muskularne ramiona na piersi. Linu skarciła go wzrokiem.
- Nie musisz być nieuprzejmy, Daelanie. Ta kobieta zasługuje na nasz szacunek. To znany bohater, a jej obecność ma być naszym atutem.
- Atutem? Mnie się tam widzi, że najlepszym atutem jest kasiorka – wtrącił Tommy - nic nie przebije stu tysiączków w złocie.
Stojąca obok Sharwyn odgarnęła kosmyk miedzianych włosów i przemówiła swym aksamitnym, wibrującym głosem:
- Zgadzam się z Tomim. Złoto przekonuje lepiej niż wszelkie inne atuty.
- Dziwne słowa w ustach barda... – mruknęła Linu, patrząc na nią spod oka. - Nie masz wyczucia epiki? Ciekawi mnie, czy zgodzi się z wami nasz nowy towarzysz...
- Więc czemu jej nie zapytamy? – huknął Daelan, zacierając olbrzymie dłonie. Nigdy nie przepadał za jałowymi dysputami. - Lya - co ty na to? Co cię sprowadza do Waterdeep w tej chwili próby.
Zaklinaczka zmierzyła wzrokiem niziołka i Sharwyn, jak gdyby do nich kierując swoje słowa.
- Zależy mi na losie Waterdeep - nawet, jeśli jestem w tym osamotniona.
Półork skłonił głowę, a na jego twarzy odmalowała się wyraźna ulga.
- Karczmarz miał więc rację, tak cię wyczekując. Nie dość, że bohater, to jeszcze z mężnym sercem.
Elficka kapłanka przyglądała się jej jeszcze przez chwilę.
- Słyszałam o tobie, Lya. Może będziemy mogli lepiej się poznać w czasie tej przygody.
- Bardzo chętnie – odparła kobieta, odwzajemniając uśmiech. – Tymczasem już na mnie pora. Durnan zapewne niepokoi się, że tak długo mnie nie ma. Może chodźmy razem?
- Dobry pomysł – Linu skinęła głową i cała drużyna przeszła do drugiego pomieszczenia, gdzie miał na nich oczekiwać Durnan – właściciel karczmy Pod Ziejącą Czeluścią.
Była to sala wejściowa karczmy, rozległa i przestronna. Ściany zdobiły liczne trofea – głowy przedziwnych stworzeń zabitych przez poszukiwaczy przygód, którzy często gościli w tej karczmie, a także przez samego Durnana w latach jego młodości. Większość przestrzeni zajmowały ustawione w karnych rzędach drewniane stoły i ciężkie ławy, które z łatwością mogły pomieścić kilkadziesiąt osób. Z boku było przejście do kuchni, skąd nawet o tak wczesnej godzinie wydobywały się smakowite aromaty pieczonego mięsa. Jedna ze ścian zastawiona została niemalże w całości beczkami z winem i piwem, i odgrodzona od reszty sali szerokim barem. Dokładnie naprzeciwko niego znajdowały się okute metalem drzwi prowadzące do osławionej Ziejącej Czeluści.
Gdy tylko grupa weszła do pomieszczenia, głowy nielicznych klientów odwróciły się w jej stronę, zaś Durnan wyszedł zza lady, odwiązując po drodze sfatygowany fartuch i od niechcenia przerzucając go przez ramię. Był to stanowczy, dobrze zbudowany mężczyzna po którym widać było prowadzone poprzednio awanturnicze życie. Na jego ramionach zobaczyć można było liczne blizny, zaś mięśnie, ukryte teraz pod warstwą tłuszczu, wciąż były gotowe do walki. Chód miał twardy i dumny, a ręce silne, nawykłe bardziej do dzierżenia ciężkiego miecza niż kufli.
- Witaj, Lya. Cieszę się, że udało ci się do nas dołączyć i mam nadzieję, że odpowiadają ci twoje komnaty.
Zaklinaczka czuła, jak w jej piersi wzbiera radość na widok mężczyzny. Tak dawno się nie widzieli i od tak długiego czasu wyczekiwała tego spotkania. Jednak ich przyjaźń, choć głęboka i wykuta w ogniu walki, nie miała w sobie wiele ciepła. Była raczej szorstka i męska, dlatego ich powitanie pozbawione było serdeczności, a przynajmniej tak mogło się wydawać osobom postronnym. Jednak przyjaciele sami najlepiej wiedzieli, co chcieli przekazać.
- Łoże było twarde - no i nie zamawiałam drowa - prychnęła Lya, uśmiechając się kpiąco.
Jednak Durnana ten żart nie rozśmieszył. Widać było, że spiął się mocniej w sobie i pokrył gniewną twarz sztucznym uśmiechem.
- Dobrze, że jesteś w stanie żartować sobie na ten temat. Należą ci się moje przeprosiny. Niegdyś mogłem zapewnić moim gościom bezpieczeństwo, ale te czasy już minęły - Pokręcił głową, marszcząc brwi. - Te przeklęte drowy przychodzą i odchodzą, kiedy im się podoba! Nastały mroczne czasy dla naszego miasta. Wrogowie Waterdeep musieli się dowiedzieć, że odpowiedziałaś na nasze wezwanie dla bohaterów. Biorąc pod uwagę twoją reputację, nie dziwię się, że wzięli cię na cel.
- Na dodatek jeszcze przepadł mój ekwipunek...
W tym momencie wtrącił się Tom Szubienicznik:
- Chwilunia. Drowi złodziej ukradł ci cały ekwipunek? - Wybuchnął niepohamowanym śmiechem. - Jakbym wiedział, że cię tak łatwo można obrobić, to sam bym się obłowił!
Lodowaty wzrok Durnana, ktrórym obdarzył Tomiego, mógłby ściąć stygnącą lawę. Niziołek zmieszał się wyraźnie i głośno przełknął ślinę, mimowolnie odsuwając się pół kroku i chowając nieco za zwalistą sylwetką Daelana.
- Tu nie ma nic śmiesznego. Drowy nie uciekają się do takich gierek - kradzież była tylko wstępem do czegoś poważniejszego. Pewnie doszli do wniosku, że bez sprzętu będziesz mniej groźna. Przypuszczam, że kilka chwil później do twojej komnaty miał się zakraść skrytobójca. Na szczęście obudziłaś się, psując im szyki. -Westchnął ciężko. - Wielu mieszkańców Waterdeep nie miało tyle szczęścia - ważni obywatele często giną tu ostatnio we własnych łóżkach. miasto stało się celem ataku, a jego mieszkańców dręczy trwoga. Dlatego wysłałem wezwanie, na które odpowiedziałaś. Musimy coś zrobić!
- Dlaczego ty wysłałeś to wezwanie? Dlaczego nie zajmują się tym Władcy Waterdeep?
- Obrona miasta pochłania ich całkowicie - ja z kolei mam pewne doświadczenia związane z Podgórzem, dlatego też to mi zlecono to zadanie - wyznał karczmarz, jednak w tonie jego głosu wyraźnie można było wyczuć, że nie podoba mu się do końca taka rola.
- Tomi chce pomóc - byle kasa nigdzie nie wywędrowałą - rzucił niziołek, nieco wychylając się zza półorka, jednak niemal natychmiast ponownie został spiorunowany wzrokiem. Tym razem przez Linu.
- Nie wszyscy przyszli tu dla złota, Durnanie. Niektórzy naprawdę chcą pomóc - powiedz, co trzeba zrobić.
- Miasto stało się celem ataku - napadają na nas bandy drowód i inne rzadko oglądane na powierzchni stworzenia. Udało nam się ustalić, że ataki wychodzą z Podgórza.
- Ale Podgórze istnieje od stuleci! Wcześniej nie było z nim żadnych kłopotów! - wtrąciła się Sharwyn.
- Dlatego właśnie musimy je zbadać. Te lochy stworzył dawno temu wielki mag imieniem Halaster. Jego potęga była podobno porównywalna z mocą samego Elminstera. Halaster rządzi Podgórzem w brutalny sposób i tylko jego magia powstrzymywała potwory tych lochów przed zalaniem Waterdeep falą mordu. A teraz nagle miasto atakują nieprzeliczone bandy piekielnych bestii... Musimy się dowiedzieć, dlaczego tak się dzieje. Chcę wiedzieć, co szykuje ten mag!
Jednak była pewna rzecz, która nie składała się dla zaklinaczki w całość.
- Atakują was drowy. Dlaczego uważasz, że zamieszany w to jest Halaster?
- To dziwne, że Halaster sprzymierzył się z mrocznymi elfami - nigdy ich nie lubił. Ale drowy przedostają się przez Podgórze, a to znaczy, że musi o to być zamieszany ten szalony mag.
Lya nie była co do tego przekonana. Co prawda Halaster był szalony i stan ten był jedyną rzeczą, która była pewna w arcymagu, ale przepuszczanie drowów przez Podgórze? To już chyba jednak było zbyt wiele. Mimo, że fakty wyraźnie wskazywały na wspólne działanie czarodzieja i mrocznych elfów, jakiś dodatkowy zmysł mówił Lyi, że to wszystko nie jest aż takie proste.
- A ten Halaster w ogóle jeszcze żyje?
- Wprawdzie Podgórze stworzono całe wieki temu, ale Halaster jest arcymagiem, a dla nich czas nie płynie równie szybko, jak dla nas. Na pewno wciąż żyje... I na pewno ma swój udział w tych atakach. To jasne, że nie znajdziemy odpowiedzi na dręczące nas pytania na powierzchni. Jedynym sposobem na powstrzymanie Halastera jest wysłanie kogoś w mroki Podgórza.
- Jak się mamy do tego zabrać? - spytał rzeczowo Daelan.
- Zapewne wiecie, że karczmę zbudowano wokół jednego z przejść do Podgórza - magicznej studni zagłębiającej się na tysiące stóp w głąb, w samo serce tego labiryntu. Nie mam zamiaru wysyłać tam nikogo bez odpowiedniego przygotowania - na pewną śmierć. Pomogę wam we wszelki możliwy sposób. Sądzę, że dobrze by było...
Durnan urwał, odwracając się w kierunku studni. W tym momencie podeszła do niego Tamsin.
- Ojcze, co to za hałas?
- Dźwięk dochodzi z okolic studni!
Durnan wsłuchał się uważnie w odgłosy dochodzące z podziemi, po czym jego oczy rozszerzyły się z niedowierzaniem.
- NA ZIEMIĘ! - ryknął, a potem sam pociągnął w dół Tamsin i zasłonił ją własnym ciałem.
Lya nie zdążyła nawet westchnąć, gdy drzwi prowadzące do piwnic wyleciały w powietrze z ogluszającym hukiem i pojawiła się w nich niewielka grupa drowów. Działały szybko i z morderczą precyzją. W jednej chwili w całym pomieszczeniu zrobiło się kompletnie ciemno. Mroczne elfy wykorzystały swą największą przewagę - widzenie w ciemnościach, którego pozbawieni byli mieszkańcy powierzchni. Jednak wyglądało na to, że nie docenili oni awanturników zgromadzonych w karczmie. Ludzi i nie tylko, których całym życiem była walka i przygody.
Lya zareagowała najszybciej, udowadniając, że poprzedzająca ją sława nie jest ani trochę przesadzona. Wyciągnęła dłonie i splotła palce w trudny gest, przywołując moc Splotu. Ciemność prysła tak szybko, jak nastała, wyrównując szanse stron. Kątem oka zaklinaczka dostrzegła rozmazaną smugę cienia, połyskującą stalą, która najprawdopodobniej była Tomim, kierującą się na tyły wroga. W tym momencie powietrze rozdarł potężny, zwierzęcy ryk, w którym brzmiało tyle furii, że już sam jego dźwięk był porażający - to Daelan obudził swoje dzikie “ja” i zaszarżował w stronę przeciwników. Potężne stoły i ławy nie były w stanie zatrzymać wojownika - roztrącał je jak łany trawy. Już wznosił topór do ciosu, który miał rozpłatać najbliższego drowa, gdy ten zakończył czar i w powietrzu pojawiła się olbrzymia, świetlista dłoń, która schwyciła półorka, jakby ten był szmacianą lalką, i uniosła w powietrze, czyniąc go kompletnie niegroźnym.
W tym samym czasie Durnanowi udało się zaprowadzić Tamsin do kuchni i wrócił z powrotem do sali wejściowej. Akurat po to, by zobaczyć, jak na samym jej środku materializuje się dziwna istota wyglądająca, jakby była zbudowana z samych kamieni. Głową sięgała pod powałę, a olbrzymie pięści mogły równie dobrze służyć za taran - to był żywiołak ziemi, potężna istota z dalekiego wymiaru, którą jeden z drowich magów przywołał, by walczyła po jego stronie. Żywiołak rozejrzał się po polu bitwy, a potem ciężkim krokiem ruszył w kierunku Sharwyn. Kobieta była jednak szybsza. Pobiegła zwinnie niczym łania, wymijając potężną istotę, a następnie wskoczyła na ladę baru. Stąd jej głos był świetnie słyszalny, podobnie jak pieśń, którą zaintonowała. Lya nie rozumiała słów, jednak sama melodia wystarczyła, by w jej sercu rozpalił się bojowy płomień.
Linu La’neral nie pozostała bierna. Zdjęła z szyi święty symbol swej bogini, uniosła go w górę i wezwała imię Sehanine. Srebrna poświata zalała komnatę, będąc widomym znakiem łaski elfiej bogini dla walczących. Drowy zmrużyły karminowe oczy, niektóre nawet unosiły dłonie do twarzy, byle tylko osłonić się przed księżycowym światłem.
Dalsze wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Do walki włączyli się inni poszukiwacze przygód i drowy zostały zepchnięte z powrotem do piwnic, wśród wybuchów magii i szczęku oręża. To jednak nie wystarczyło. Daelan sam prowadził natarcie, uwolniony już z krępującej go ręki. Lya nie szczędziła czarów - raz po raz z jej dłoni wystrzeliwały płomienne kule i grzmiące błyskawice, siejąc spustoszenie wśród szeregów nieprzyjaciół.
W końcu wszyscy stanęli u stóp Ziejącej Czeluści. Potężna, naturalna jaskinia rozciągała się daleko, a w jej centrum znajdowała się drewniana platforma i szyb. Zazwyczaj był zamknięty żelaznym kloszem, teraz jednak był on otwarty. Wydawało się, że już po wszystkim. Żaden drow nie pozostał przy życiu, zaś Linu nie szczędziła wysiłków, by opatrzyć wszystkie poniesione w starciu rany. Jednak zaklinaczka nie mogła pozbyć się wrażenia, że poszło za łatwo. Drowów było dosłownie kilkoro, zaś ich czary nie były zbyt potężne. Początkową ciemność rozproszyła niemalże od ręki...
Wydawać by się mogło, że już po wszystkim. Daelan stał tuż nad krawędzią szybu i popatrywał uważnie w jego mrok, dysząc ciężko. Jego podwójny topór ociekał ciemną, drowią posoką.
- To tylko tyle? - spytał, odgarniając rude włosy z twarzy. - Dopiero się rozkręcałem.
Durnan rzucił mu wymowne spojrzenie.
- W Podgórzu będziesz miał tego pod dostatkiem - prychnął, lekceważąco trącając butem leżące ciało drowa.
- Obawiam się, że to jednak nie koniec - wtrącił się Tom Szubienicznik, materializując się praktycznie znikąd i dyskretnie chowając do kieszeni jakiś błyszczący przedmiot. - Słyszycie?
Daelan pokręcił głową.
- Nic nie słyszę. A może strach cię obleciał, Tommy?
Odpowiedź utonęła w ryku, który wydobył się z szybu, a potem w mgnieniu oka wyleciała z niego istota, której próżno szukać w najgorszym z koszmarów.
Wyglądała jak olbrzymia, zdeformowana, nieludzka głowa o jednym, wielkim oku i nienaturalnych rozmiarów paszczy najeżonej ostrymi jak brzytwa zębami. Zamiast włosów stwór miał niezliczone ilości obrzydliwych, zaropiałych oczu na cienkich szypułkach, wijące się bez przerwy.
Lya spojrzała w dziwne, pojedyncze oko o nieokreślonym kolorze i to był jej błąd. Stwór skoncentrował na niej swoją uwagę, a z licznych oczu posypały się wielobarwne strumienie energii, trafiając wprost w zaklinaczkę.
Siła promieni odrzuciła kobietę daleko od szybu, gdzie padła na ziemię nieprzytomna.

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

17 komentarze:

Jasmine pisze...

Mistrzowski rozdział :) Nie wiedziałam, że ktoś jeszcze pamięta o tej grze. Teraz w sumie tylko dwójka jest na fali i do jedynki ani modułów, ani niczego, a co dopiero dobrych ficków...

Śniąca pisze...

Dziękuję :) Faktycznie, czuje się lekki niedosyt jeśli chodzi o NWN, a już w szczególności moduły, które niestety są porzucane w połowie roboty przez ludzi, którym brakuje inwencji i cierpliwości o robienia ich. Smutne. Co prawda kampania jest niezwykle zajmująca, jednak ile razy można grać w to samo?

Jasmine pisze...

No tak. A tak z ciekawości - jeśli ukończysz HotU, planujesz analogiczne opowiadanie z innych części?

Śniąca pisze...

"Jeśli" jest tutaj słowem kluczowym ;) Postaram się rzecz jasna poradzić sobie z tym, co na razie założyłam, a jeżeli mi się nie znudzi taka forma pisania, to owszem, czemu nie? Może MotB byłoby dobrym pomysłem - to moja ulubiona część z NWN2 i wiem, że nie jestem z tym osamotniona. Przeraża mnie trochę to, że jak na razie fabuła rozwija się bardzo powoli, jest pełno dialogów, mało akcji i tak dalej. Opublikowane na razie rozdziały to nie więcej, niż pół godziny gry, a nie jestem w stanie powiedzieć, ile czasu zajęło mi ich pisanie...

Jasmine pisze...

Wiesz, powolny rozwój fabuły jest na razie naturalny. Kiedy przyjdzie do potyczek i tego, co przy graniu zajmuje najwięcej czasu, dla odmiany opis pójdzie bardzo szybko. Wierze, że nie masz zamiaru opisywać wszystkiego z dokładnością co do czaru ;)
A MotB byłoby strzałem w dziesiątkę :D

Śniąca pisze...

Mam tylko nadzieje, że uda mi się opisywać wszelkie walki tak, żeby było to interesujące, a nie serwować czytelnikowi na każdym kroku jakiejś pulpy. W sumie trudno przy tym znaleźć złoty środek.

Jasmine pisze...

O to się nie martw. Grałaś kiedyś w jakiegoś "papierowego" rpg?

Śniąca pisze...

Oczywiście :) Skąd pytanie?

Nieśmiertelna pisze...

Nie no rozdział cud, miód i orzeszki. Czekam na następny:)

Jasmine pisze...

Stąd, że z opisywaniem walk "na papierze" jest podobnie, jak z opisywaniem ich po turlaniu kostkami podczas gry. Jakąś bardziej epicką walkę można sobie "wyturlać", a potem opisać w jakiś bogaty sposób :) I tyle.

Śniąca pisze...

Pomysł wart sprawdzenia :) Zrobię tak, gdy nadarzy się okazja. Dzięki :D

Rena pisze...

Zacznę od tego, że nie mam dzisiaj głowy do pisania komentarzy... więc będzie krótko
Rozdział świetny, a najlepsze momenty są te w których jest opisywana walka. Tak realnie... aż chce tego więcej.
Pozdrawiam,*

Fay pisze...

Jako że komentowałaś nasz prolog, pomyślałam, że może zainteresuje Cię rozdział 1, który właśnie się pojawił na http://morze-cienia.blog.onet.pl/. Zapraszam serdecznie :)

pozdrawiam,
Fay

Anonimowy pisze...

zapraszam na 2 rozdział na crescentmoon.blog.onet.pl

Mihoshi pisze...

Muszę przyznać, iż Twoje opowiadanie coraz bardziej mi się podoba. Niby przeszłam tyle razy Hordy Podmroku, że znam je prawie na pamięć, jednak każdy Twój rozdział czytam z coraz większą ciekawością. Dzięki Tobie mogę zerknąć na wydarzenia z gry z zupełnie innej strony, i bardzo mi się to podoba ^^
Ciekawa byłam, jak poradzisz sobie z opisem walki czyli elementu, wzbudzającego najwięcej emocji. Muszę przyznać, że bardzo pozytywnie mnie zaskoczyłaś. Opis starcia w niczym nie ubiega poziomem od reszty opowiadania - walka jest dynamiczna, i człowiek wręcz czuje adrenalinę, czytając ten fragment. Naprawdę, odwaliła kawał dobrej roboty, przyjmij wyrazy mojego uznania :))) Już nie mogę się doczekać większych bitew!
Pozdrawiam bardzo serdecznie i, jeśli znajdę wieczorem czas, postaram się skomentować kolejny rozdział już dziś, a najpóźniej zrobię to jutro :)))
I dziękuję pięknie za powiadomienie. Miło, że pamiętałaś ;***

Śniąca pisze...

Przyznam, że trochę się boję tych większych bitew - to zawsze bardziej wymagające, by nie zanudzić czytelnika opisem zbyt długiego starcia i jednocześnie nie pozwolić mu się w nim zagubić. Zawsze ideałem był dla mnie R.A. Salvatore, który potrafił opisać starcie co do uderzenia mieczem i jednocześnie oddać całą dynamikę i plastyczność starcia nawet dla czytelnika, któremu obce były tajniki fechtunku i taktyki :)

Lazuro pisze...

Oo kur... Naprawdę dobry rozdział! A dialogi i powolny rozwój akcji wcale nie przynudzają. Pozwalają lepiej poznać świat, bohaterów, oraz silniej odczuć klimat.
Nie ma bata, muszę sobie skołować tę gierkę -.-
Pozdrawiam!

Prześlij komentarz

Czytelnicy