Lya szła pewnym krokiem w kierunku
znajdujących się na końcu korytarza schodów, gdy jej uwagę przykuł głos
dobywający się z niewielkiego salonu. Było to miejsce, w którym cichsi klienci
mogli posiedzieć w spokoju i porozmawiać bez konieczności znoszenia gwaru i
tumultu, który zawsze panował w głównej izbie na dole. Urządzony był skromnie,
jednak wygodnie. Jedną ze ścian zajmował niewielki, kamienny kominek, teraz już
wygaszony, zaś tu i ówdzie stało kilka wytartych foteli i niskie stoliki. Po
podłodze rozrzucono dywany, jeszcze pamiętające czasy swej świetności, gdy były
barwne i puszyste. Teraz jednak ich kolor był tylko wspomnieniem, a spomiędzy
włókien wyzierała naga podłoga.
-
Czyżbym był już tak stary, że nikomu się nie przydam? Jako jeden z niewielu
zapuściłem się w mroki Podgórza i wróciłem na powierzchnię! Teraz jednak jestem
za stary, aby pomóc Waterdeep w walce z jego wrogiem.
Półelfka
przystanęła, by przypatrzeć się rozmówcy. Był to starszy, żylasty mężczyzna
ubrany w nieco już wyświechtaną zbroję dość anachronicznego kroju. Wydawał się
być gotowy do walki, jednak widać było, że stare ciało ledwie utrzymuje samą
wagę zbroi. Widocznie musiał mówić do drugiej osoby znajdującej się w salonie -
klęczącego mężczyzny z wygoloną głową, zapewne mnicha.
-
Mógłbyś mi pomóc opowiadając o Podgórzu - powiedziała Lya, wchodząc do salonu.
- Nazywam się Lya Arden. I chętnie ciebie wysłucham.
Mężczyzna
odwrócił się w jej stronę z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy, jednak już po
chwili cała jego twarz rozjaśniła się pogodnym uśmiechem.
-
Chcesz posłuchać mych opowieści o Podgórzu? Naprawdę? Z przyjemno... to
znaczy... Pomoc tobie to dla mnie zaszczyt. Jestem Tanarell. - To mówiąc
skłonił się lekko i wskazał kobiecie jeden z foteli, a gdy usiadła, zaczął
opowiadać.
-
Mówi się, że Podgórze nigdy nie jest takie samo, że ciągle się zmienia. Jednak
jedna rzecz pozostaje w tym całym labiryncie wciąż stała, niezmienna. To jego
twórca, Halaster.
-
Słyszałam jedynie, że jest niepoczytalny...
- Halaster to wielki, straszliwy czarodziej. Podgórze wybudował wiele wieków temu i do dziś sprawuje nad nim kontrolę. Faktycznie, podobno jest całkowicie niepoczytalny, jednak w jego szaleństwie tkwi jednak pewna metoda. Jeśli zrozumie się sposób funkcjonowania jego umysłu, to można wyprawić się do Podgórza i ujść z życiem - tak jak ja.
- Halaster to wielki, straszliwy czarodziej. Podgórze wybudował wiele wieków temu i do dziś sprawuje nad nim kontrolę. Faktycznie, podobno jest całkowicie niepoczytalny, jednak w jego szaleństwie tkwi jednak pewna metoda. Jeśli zrozumie się sposób funkcjonowania jego umysłu, to można wyprawić się do Podgórza i ujść z życiem - tak jak ja.
- Zrozumieć szaleńca? - spytała z powątpiewaniem Lya. Jednak Tanarell
kontynuował, niezrażony.
-
Podgórze stale się zmienia, jego korytarze i komnaty znikają, i pojawiają się
ponownie, dostosowując się do każdego kaprysu Halastera. Ale sama natura tych
lochów pozostaje cały czas taka sama. Podgórze ma przybysz zmylić,
zdezorientować. Wszędzie pełno tam pułapek i podstępów - nie można pozwolić
sobie na chwilę odpoczynku, zawsze trzeba się liczyć z nieoczekiwanym rozwojem
wypadków.
-
Dlaczego tak jest?
-
Wydaje mi się, że może to mieć związek z koncepcją śmierci jako podróży, choć
mogę się mylić. Nie twierdzę, że rozumiem postępowanie Halastera. Ja tylko znam
ogólne zasady.
-
Rzeczywiście, ta rada z pewnością mi się przyda – mruknęła z przekąsem
zaklinaczka. Czuła się nieco zawiedziona tym, czego dowiadywała się od
Tanarella. Nie było to więcej, niż mogłaby usłyszeć od dowolnego mieszkańca
Waterdeep.
Na
jej słowa twarz mężczyzny pokraśniała, a plecy nagle się wyprostowały, dodając
całej postaci majestatu. Tym razem jego duma została urażona.
-
To nie jedyna moja rada – powiedział, marszcząc krzaczaste, siwe brwi. - Uważaj
na lustra - prawie zawsze coś kryją. Czasem jest to coś dobrego, z reguły
jednak coś bardzo, bardzo złego. Chciwość jest w Podgórzu surowo karana. Często
śmiercią.
-
W jaki sposób?
-
Często przebycie drobnych pułapek wiąże się ze znalezieniem pewnych dóbr,
sugerując, że stawka jest wyższa. Potem niebezpieczeństwo rośnie, ale i zyski
też... Aż wreszcie uruchamiasz najgroźniejszą z pułapek. Tak ginie większość
łowców przygód. Jeśli przeżyjesz jakimś cudem działanie ostatniej pułapki, to
możesz sporo na tym zyskać... "Możesz" to ważne słowo.
-
Tak, zauważyłam.
-
Halaster jest nieprzewidywalny. Czasami nagradza odwagę, dzielność... W innych
przypadkach twoje wysiłki na nic się nie zdają, jakby czarodziej sobie z nich
kpił.
-
Możesz mi powiedzieć coś jeszcze?
Tanarell
rozłożył bezradnie ręce.
-
Na razie tylko tyle. Może później jeszcze coś sobie przypomnę.
-
W takim razie widzenia. I dziękuję za pomoc – powiedziała Lya, posyłając
mężczyźnie uśmiech. Jej intuicja podpowiadała jej, że jedna z rad na pewno jej
się przyda. Może ta o lustrach? Kto wie…
Oczy
starego wojownika rozbłysły dumą.
-
To ja dziękuję. Pomoc tobie to mój obowiązek. Niech Tyr chroni cię w podróży.
Półelfka
wstała i już miała udać się do Durnana, gdy ponownie coś ją zatrzymało. To był
klęczący. Notował coś skrupulatnie na kawałku papieru, co chwilę popatrując w
jej stronę, jednoznacznie sugerując, że to ona jest tematem jego tekstu.
Wyglądał na człowieka, ale na jego twarzy można było dostrzec drobne ślady
częściowo elfickiego pochodzenia. Gdy dostrzegł, że kobieta się w niego
wpatruje, uśmiechnął się przyjaźnie.
-
Witaj, przyjacielu. Cieszę się, widząc cię dzisiejszego ranka - wraz z innymi
poszukiwaczami przygód usłyszysz, co przygotował dla was Durnan. Mam nadzieję,
że będzie on w stanie wyjaśnić ostatnie zabójstwa i ataki mrocznego pomiotu na
to piękne miasto.
-
Kim jesteś? – spytała półelfka, przypatrując mu się uważnie. Początkowo
podchodziła do niego dość nieufnie - -wydawało jej się nieco podejrzanym, by
ktoś zwyczajnie siedział i pisał o niej, jednak coś w postawie mężczyzny
sprawiało, że nieufność sama błyskawicznie znikała.
-
Nazywam się Cyphus i jestem mnichem Zakonu Bezpiecznego Umysłu. Szukam tu
informacji o mrocznych istotach niszczących to miasto. Mało jak do tej pory
napisano o Podmroku, wszystkie te informacje trudno też zweryfikować – przyznał
ze smutkiem, zupełnie tak, jakby była to jego wina. - Mój zakon jest
zainteresowany sprawdzeniem prawdziwości tych doniesień. Jeśli prawdą jest, co
o tobie opowiadają, to cieszysz się sławą znanego łowcy przygód... Powinienem
chyba rozważyć opisywanie twoich działań podczas tej wojny.
Lya
uniosła brwi, zaskoczona. Do tej pory tylko Deekin, mały kobold, próbował pisać
cokolwiek na temat jej dokonań…
-
Chcesz o mnie pisać?
-
Sprawiasz wrażenie osoby zdolnej do wpływania na bieg dziejów. Jeśli to prawda,
to nie mam wyboru i muszę opisywać twoje dokonania. – Wzruszył ramionami, wciąż
uśmiechając się rozbrajająco.
-
Kim są twoi mocodawcy? – Zaklinaczka zmieniła temat. Na to pytanie przez
pogodną twarz Cyphusa pierwszy raz przemknął cień smutku.
-
Członkom mojego zakonu nie wolno dzielić się taką wiedzą - obowiązują nas
bardzo stanowcze przepisy mające na celu zapewnienie zakonowi bezpieczeństwa.
Wystarczy, jeśli będziesz uważała mnie za obserwatora. Życzę ci szczęścia w
nadchodzących wydarzeniach, ale nie będę się do nich mieszał.
Postępowanie
mężczyzny wydawało się dziwne. Wielkie miasto, Waterdeep, praktycznie się
rozpadało i każda para rąk mogąca pomóc była na wagę złota, jednak ten mnich
nie zamierzał nic robić, a jedynie się przyglądać. Trudno było zaprzeczyć, że
gromadzenie wiedzy jest bardzo przydatne, ale jak inaczej można to było robić,
niż tylko będąc w samym centrum wypadków, działając? Mimo tych wątpliwości Lya
postanowiła nie komentować postępowania Cyphusa, choć nie uniknęła ledwie
dostrzegalnego grymasu dezaprobaty.
Niemniej
jednak chciała skorzystać z każdej rady mogącej pomóc jej w rozwikłaniu
problemów Waterdeep.
-
Mam kilka pytań.
-
Zrobię co w mojej mocy, aby na nie odpowiedzieć - pod warunkiem, że nie będzie
to sprzeczne z regułą mojego zakonu – dodał mężczyzna.
-
Wspomniałeś coś o jakichś zabójstwach?
-
Podobno wielu znanych obywateli Waterdeep zginęło, a znalezione na miejscu
mordu poszlaki wskazują na to, że sprawcami były drowy. Nie wiadomo, w jaki
sposób zabójcy przedostali się do poszczególnych domostw - były one w
większości zamknięte lub dobrze chronione. Mam nadzieję, że Durnan wyjaśni nam
tę sprawę.
To
było znacznie więcej, niż Lya zdołała się do tej pory od kogokolwiek
dowiedzieć. Mężczyzna udzielił też informacji bardzo skrupulatnie i
lakonicznie. Byłby dobrym towarzyszem, nawet, jeśli miałby jedynie służyć radą.
-
Nie skusiłbyś się na współpracę ze mną? – spytała, mając nadzieję, że mężczyzna
uzna perspektywę podążania z nią w mroki Podgórza za świetną okazję do
dokładniejszego przyjrzenia się faktom. Jednak jej nadzieje były płonne.
-
Dziękuję za propozycję, ale muszę odmówić. Jestem tu przede wszystkim
obserwatorem i muszę powstrzymać się od udziału w tych wydarzeniach. Swą wiedzę
czerpię z obserwacji przeciwnika, nie z walki z nim. Nie liczę na to, że ty lub
ktokolwiek inny z zewnątrz zrozumiecie poglądy głoszone przez mój zakon...
Postanowiliśmy jednak nie brać udziału w wojnach - naszym zadaniem jest tylko
obserwacja i opisywanie zachodzących zdarzeń.
Lya
wzruszyła ramionami ze smutnym uśmiechem.
-
Szkoda. Twoja wiedza byłaby wielce przydatna. Jednak skoro tak właśnie uważasz,
jestem zmuszona się pożegnać – Durnan już zbyt długo na mnie czekał.
-
Oby twoja podróż przydała twemu życiu blasku i poszerzyła zasób doświadczeń.
Cyphus
skinął jej głową i powrócił do swych kartek, zaś kobieta opuściła salon,
zdecydowana tym razem dotrzeć do Durnana bez postojów po drodze.
Jednak
nie do końca jej się to udało. Gdy tylko zbiegła po schodach do głównej
komnaty, powitał ją wesoły okrzyk.
-
No, kogo my tu mamy!
Lya
należała do bardzo spostrzegawczych, dlatego wyłowienie z niewielkiej grupy
stojącej na środku pomieszczenia drobnego niziołka nie sprawiło jej kłopotu.
-
Witaj! – powiedział dudniącym basem zwalisty półork, górujący nad dwiema
kobietami i owym niziołkiem.
-
Chodź tu. Porozmawiaj z nami – Smukła elfka skinęła do niej dłonią.
Zaklinaczka
już wcześniej poznała tę grupę – byli to sławni poszukiwacze przygód, którzy
nie raz udowodnili swoją odwagę w bitwie. Najbardziej jednak rozsławiła ich
imię pomoc, jakiej udzielili miastu Neverwinter, gdy kilka miesięcy temu
nawiedziła je potworna zaraza.
Spotykali
się zazwyczaj przypadkiem i raczej na krótko – ot, minęli się na drodze lub
nocowali w tej samej karczmie, przez co Lya znała ich bardziej z opowieści, niż
rozmów z nimi.
Niziołek
nazywał się Tom Szubienicznik, który z racji rozmiarów i niezwykle zwinnych
dłoni potrafił przejść bezpiecznie przez obłożone pułapkami korytarze i
zamknięte na cztery spusty drzwi. Przy okazji był też strasznym kobieciarzem, a
jego lepkie ręce trudno było powstrzymać nawet względem przyjaciół. Tommy kradł
co popadło, nie bacząc na to, do kogo należało i nic nie potrafiło dać mu
większej motywacji do działania, niż perspektywa pękatego mieszka złota. Mimo
to potrafił być doskonałym kompanem i zachować niezłomny optymizm w najgorszych
nawet sytuacjach.
Potężny
ork nazywał się Daelan Czerwony Tygrys i w boju znaczył tyle, co rozpędzony
taran. W jego walce co prawda brakło finezji, jako że polegał głównie na
brutalnej sile i swym ciężkim, podwójnym toporze, jednak nie oznaczało to
wcale, że był prymitywny. W przeciwieństwie do większości swych braci Daelan
odznaczał się wielkim sercem i ogromną wrażliwości, pozbawiony był też myśli o
zysku, czym stanowił olbrzymi kontrast dla wiecznie węszącego za pieniędzmi
Tommyego. Dosłownie olbrzymi. Jedynie podczas walki ujawniała się ta brutalna,
niemalże zwierzęca natura półorka, kiedy z obłędem w oczach szarżował na wroga,
samym swym rykiem zmuszając go do ustąpienia pola.
Prócz
nich były jeszcze dwie kobiety. Jedna z nich przyciągała swą niesamowitą,
magnetyczną urodą. Miedziane włosy lśniły w świetle lamp i opadały kuszącymi
splotami na ramiona i twarz, od której harmonii i piękna niemal nie sposób było
oderwać wzroku. Jej migdałowe, zielone oczy sugerowały może egzotyczne
pochodzenie, a już na pewno rozpalały zmysły. Jednak najniezwyklejszy był jej
głos. Śpiew Sharwyn obezwładniał słuchaczy i usidlał ich na długi czas w
pułapce słodkich marzeń. Kobieta była jedną z tych niewielu osób, których głos potrafił
kształtować samą strukturę Splotu sprawiając, że jej pieśni były nie tylko
piękne, ale potrafiły być zabójcze. Jej głos trafiał wprost w serca tych,
którzy jej słuchali i potrafił rozpalić w nich wojenny ogień, lub wypełnić je
przytłaczającą rozpaczą.
Linu
La’neral mimo elfiego pochodzenia zdawała się być nieco przyćmiona urodą barda.
Ubrana była w prostą, ciemnobłękitną szatę przywodzącą na myśl nocne niebo, a
na jej szyi wisiał srebrny półksiężyc – symbol Sehanine Księżycowy Łuk –
bogini, której służyła. Otaczała ją aura spokoju i ciepła, a roześmiane,
błękitne oczy zdawały się patrzeć wprost w duszę i koić wszelkie smutki. Przy
niej trudno było się martwić nawet wtedy, gdy wszystko wydawało się stracone.
Stanowiła duszę całej drużyny i zazwyczaj to ona kierowała ją do nowych przygód
i wyzwań, łagodziła też wszelkie tarcia między jej członkami, oraz rzecz jasna,
powstrzymywała wszędobylskie dłonie Tommy’iego od ciągłych kradzieży.
Linu
kiwnęła głową na powitanie, a z jej subtelnych warg nie schodził jasny uśmiech.
-
Witaj, skarbie. Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali twojego przybycia.
-
Karczmarz nas ignorował, czekając, aż pojawi się Lya Arden. A ja nie śpieszyłem
z daleka z pomocą tylko po to, aby zostać tak potraktowanym – prychnął Daelan,
krzyżując muskularne ramiona na piersi. Linu skarciła go wzrokiem.
-
Nie musisz być nieuprzejmy, Daelanie. Ta kobieta zasługuje na nasz szacunek. To
znany bohater, a jej obecność ma być naszym atutem.
-
Atutem? Mnie się tam widzi, że najlepszym atutem jest kasiorka – wtrącił Tommy
- nic nie przebije stu tysiączków w złocie.
Stojąca
obok Sharwyn odgarnęła kosmyk miedzianych włosów i przemówiła swym aksamitnym,
wibrującym głosem:
-
Zgadzam się z Tomim. Złoto przekonuje lepiej niż wszelkie inne atuty.
-
Dziwne słowa w ustach barda... – mruknęła Linu, patrząc na nią spod oka. - Nie
masz wyczucia epiki? Ciekawi mnie, czy zgodzi się z wami nasz nowy towarzysz...
-
Więc czemu jej nie zapytamy? – huknął Daelan, zacierając olbrzymie dłonie.
Nigdy nie przepadał za jałowymi dysputami. - Lya - co ty na to? Co cię
sprowadza do Waterdeep w tej chwili próby.
Zaklinaczka
zmierzyła wzrokiem niziołka i Sharwyn, jak gdyby do nich kierując swoje słowa.
-
Zależy mi na losie Waterdeep - nawet, jeśli jestem w tym osamotniona.
Półork
skłonił głowę, a na jego twarzy odmalowała się wyraźna ulga.
-
Karczmarz miał więc rację, tak cię wyczekując. Nie dość, że bohater, to jeszcze
z mężnym sercem.
Elficka
kapłanka przyglądała się jej jeszcze przez chwilę.
-
Słyszałam o tobie, Lya. Może będziemy mogli lepiej się poznać w czasie tej
przygody.
-
Bardzo chętnie – odparła kobieta, odwzajemniając uśmiech. – Tymczasem już na
mnie pora. Durnan zapewne niepokoi się, że tak długo mnie nie ma. Może chodźmy
razem?
- Dobry pomysł – Linu skinęła głową i cała drużyna przeszła do drugiego
pomieszczenia, gdzie miał na nich oczekiwać Durnan – właściciel karczmy Pod
Ziejącą Czeluścią.
Była
to sala wejściowa karczmy, rozległa i przestronna. Ściany zdobiły liczne trofea
– głowy przedziwnych stworzeń zabitych przez poszukiwaczy przygód, którzy
często gościli w tej karczmie, a także przez samego Durnana w latach jego
młodości. Większość przestrzeni zajmowały ustawione w karnych rzędach drewniane
stoły i ciężkie ławy, które z łatwością mogły pomieścić kilkadziesiąt osób. Z
boku było przejście do kuchni, skąd nawet o tak wczesnej godzinie wydobywały
się smakowite aromaty pieczonego mięsa. Jedna ze ścian zastawiona została
niemalże w całości beczkami z winem i piwem, i odgrodzona od reszty sali
szerokim barem. Dokładnie naprzeciwko niego znajdowały się okute metalem drzwi
prowadzące do osławionej Ziejącej Czeluści.
Gdy
tylko grupa weszła do pomieszczenia, głowy nielicznych klientów odwróciły się w
jej stronę, zaś Durnan wyszedł zza lady, odwiązując po drodze sfatygowany fartuch
i od niechcenia przerzucając go przez ramię. Był to stanowczy, dobrze zbudowany
mężczyzna po którym widać było prowadzone poprzednio awanturnicze życie. Na
jego ramionach zobaczyć można było liczne blizny, zaś mięśnie, ukryte teraz pod
warstwą tłuszczu, wciąż były gotowe do walki. Chód miał twardy i dumny, a ręce
silne, nawykłe bardziej do dzierżenia ciężkiego miecza niż kufli.
-
Witaj, Lya. Cieszę się, że udało ci się do nas dołączyć i mam nadzieję, że
odpowiadają ci twoje komnaty.
Zaklinaczka
czuła, jak w jej piersi wzbiera radość na widok mężczyzny. Tak dawno się nie
widzieli i od tak długiego czasu wyczekiwała tego spotkania. Jednak ich
przyjaźń, choć głęboka i wykuta w ogniu walki, nie miała w sobie wiele ciepła.
Była raczej szorstka i męska, dlatego ich powitanie pozbawione było
serdeczności, a przynajmniej tak mogło się wydawać osobom postronnym. Jednak
przyjaciele sami najlepiej wiedzieli, co chcieli przekazać.
-
Łoże było twarde - no i nie zamawiałam drowa - prychnęła Lya, uśmiechając się
kpiąco.
Jednak
Durnana ten żart nie rozśmieszył. Widać było, że spiął się mocniej w sobie i
pokrył gniewną twarz sztucznym uśmiechem.
-
Dobrze, że jesteś w stanie żartować sobie na ten temat. Należą ci się moje
przeprosiny. Niegdyś mogłem zapewnić moim gościom bezpieczeństwo, ale te czasy
już minęły - Pokręcił głową, marszcząc brwi. - Te przeklęte drowy przychodzą i
odchodzą, kiedy im się podoba! Nastały mroczne czasy dla naszego miasta.
Wrogowie Waterdeep musieli się dowiedzieć, że odpowiedziałaś na nasze wezwanie
dla bohaterów. Biorąc pod uwagę twoją reputację, nie dziwię się, że wzięli cię
na cel.
-
Na dodatek jeszcze przepadł mój ekwipunek...
W
tym momencie wtrącił się Tom Szubienicznik:
-
Chwilunia. Drowi złodziej ukradł ci cały ekwipunek? - Wybuchnął niepohamowanym
śmiechem. - Jakbym wiedział, że cię tak łatwo można obrobić, to sam bym się
obłowił!
Lodowaty
wzrok Durnana, ktrórym obdarzył Tomiego, mógłby ściąć stygnącą lawę. Niziołek
zmieszał się wyraźnie i głośno przełknął ślinę, mimowolnie odsuwając się pół
kroku i chowając nieco za zwalistą sylwetką Daelana.
- Tu nie ma nic śmiesznego. Drowy
nie uciekają się do takich gierek - kradzież była tylko wstępem do czegoś
poważniejszego. Pewnie doszli do wniosku, że bez sprzętu będziesz mniej groźna.
Przypuszczam, że kilka chwil później do twojej komnaty miał się zakraść
skrytobójca. Na szczęście obudziłaś się, psując im szyki. -Westchnął ciężko. -
Wielu mieszkańców Waterdeep nie miało tyle szczęścia - ważni obywatele często
giną tu ostatnio we własnych łóżkach. miasto stało się celem ataku, a jego
mieszkańców dręczy trwoga. Dlatego wysłałem wezwanie, na które odpowiedziałaś.
Musimy coś zrobić!
- Dlaczego ty wysłałeś to wezwanie?
Dlaczego nie zajmują się tym Władcy Waterdeep?
-
Obrona miasta pochłania ich całkowicie - ja z kolei mam pewne doświadczenia
związane z Podgórzem, dlatego też to mi zlecono to zadanie - wyznał karczmarz,
jednak w tonie jego głosu wyraźnie można było wyczuć, że nie podoba mu się do
końca taka rola.
-
Tomi chce pomóc - byle kasa nigdzie nie wywędrowałą - rzucił niziołek, nieco
wychylając się zza półorka, jednak niemal natychmiast ponownie został
spiorunowany wzrokiem. Tym razem przez Linu.
-
Nie wszyscy przyszli tu dla złota, Durnanie. Niektórzy naprawdę chcą pomóc -
powiedz, co trzeba zrobić.
-
Miasto stało się celem ataku - napadają na nas bandy drowód i inne rzadko
oglądane na powierzchni stworzenia. Udało nam się ustalić, że ataki wychodzą z
Podgórza.
-
Ale Podgórze istnieje od stuleci! Wcześniej nie było z nim żadnych kłopotów! -
wtrąciła się Sharwyn.
-
Dlatego właśnie musimy je zbadać. Te lochy stworzył dawno temu wielki mag
imieniem Halaster. Jego potęga była podobno porównywalna z mocą samego
Elminstera. Halaster rządzi Podgórzem w brutalny sposób i tylko jego magia
powstrzymywała potwory tych lochów przed zalaniem Waterdeep falą mordu. A teraz
nagle miasto atakują nieprzeliczone bandy piekielnych bestii... Musimy się
dowiedzieć, dlaczego tak się dzieje. Chcę wiedzieć, co szykuje ten mag!
Jednak
była pewna rzecz, która nie składała się dla zaklinaczki w całość.
-
Atakują was drowy. Dlaczego uważasz, że zamieszany w to jest Halaster?
-
To dziwne, że Halaster sprzymierzył się z mrocznymi elfami - nigdy ich nie
lubił. Ale drowy przedostają się przez Podgórze, a to znaczy, że musi o to być
zamieszany ten szalony mag.
Lya
nie była co do tego przekonana. Co prawda Halaster był szalony i stan ten był
jedyną rzeczą, która była pewna w arcymagu, ale przepuszczanie drowów przez
Podgórze? To już chyba jednak było zbyt wiele. Mimo, że fakty wyraźnie wskazywały
na wspólne działanie czarodzieja i mrocznych elfów, jakiś dodatkowy zmysł mówił
Lyi, że to wszystko nie jest aż takie proste.
-
A ten Halaster w ogóle jeszcze żyje?
-
Wprawdzie Podgórze stworzono całe wieki temu, ale Halaster jest arcymagiem, a
dla nich czas nie płynie równie szybko, jak dla nas. Na pewno wciąż żyje... I
na pewno ma swój udział w tych atakach. To jasne, że nie znajdziemy odpowiedzi
na dręczące nas pytania na powierzchni. Jedynym sposobem na powstrzymanie
Halastera jest wysłanie kogoś w mroki Podgórza.
-
Jak się mamy do tego zabrać? - spytał rzeczowo Daelan.
-
Zapewne wiecie, że karczmę zbudowano wokół jednego z przejść do Podgórza -
magicznej studni zagłębiającej się na tysiące stóp w głąb, w samo serce tego
labiryntu. Nie mam zamiaru wysyłać tam nikogo bez odpowiedniego przygotowania -
na pewną śmierć. Pomogę wam we wszelki możliwy sposób. Sądzę, że dobrze by
było...
Durnan
urwał, odwracając się w kierunku studni. W tym momencie podeszła do niego
Tamsin.
-
Ojcze, co to za hałas?
-
Dźwięk dochodzi z okolic studni!
Durnan
wsłuchał się uważnie w odgłosy dochodzące z podziemi, po czym jego oczy
rozszerzyły się z niedowierzaniem.
-
NA ZIEMIĘ! - ryknął, a potem sam pociągnął w dół Tamsin i zasłonił ją własnym
ciałem.
Lya nie zdążyła nawet westchnąć, gdy
drzwi prowadzące do piwnic wyleciały w powietrze z ogluszającym hukiem i
pojawiła się w nich niewielka grupa drowów. Działały szybko i z morderczą
precyzją. W jednej chwili w całym pomieszczeniu zrobiło się kompletnie ciemno.
Mroczne elfy wykorzystały swą największą przewagę - widzenie w ciemnościach,
którego pozbawieni byli mieszkańcy powierzchni. Jednak wyglądało na to, że nie
docenili oni awanturników zgromadzonych w karczmie. Ludzi i nie tylko, których
całym życiem była walka i przygody.
Lya zareagowała najszybciej,
udowadniając, że poprzedzająca ją sława nie jest ani trochę przesadzona.
Wyciągnęła dłonie i splotła palce w trudny gest, przywołując moc Splotu.
Ciemność prysła tak szybko, jak nastała, wyrównując szanse stron. Kątem oka zaklinaczka
dostrzegła rozmazaną smugę cienia, połyskującą stalą, która najprawdopodobniej
była Tomim, kierującą się na tyły wroga. W tym momencie powietrze rozdarł
potężny, zwierzęcy ryk, w którym brzmiało tyle furii, że już sam jego dźwięk
był porażający - to Daelan obudził swoje dzikie “ja” i zaszarżował w stronę
przeciwników. Potężne stoły i ławy nie były w stanie zatrzymać wojownika -
roztrącał je jak łany trawy. Już wznosił topór do ciosu, który miał rozpłatać
najbliższego drowa, gdy ten zakończył czar i w powietrzu pojawiła się
olbrzymia, świetlista dłoń, która schwyciła półorka, jakby ten był szmacianą
lalką, i uniosła w powietrze, czyniąc go kompletnie niegroźnym.
W tym samym czasie Durnanowi udało
się zaprowadzić Tamsin do kuchni i wrócił z powrotem do sali wejściowej. Akurat
po to, by zobaczyć, jak na samym jej środku materializuje się dziwna istota
wyglądająca, jakby była zbudowana z samych kamieni. Głową sięgała pod powałę, a
olbrzymie pięści mogły równie dobrze służyć za taran - to był żywiołak ziemi,
potężna istota z dalekiego wymiaru, którą jeden z drowich magów przywołał, by
walczyła po jego stronie. Żywiołak rozejrzał się po polu bitwy, a potem ciężkim
krokiem ruszył w kierunku Sharwyn. Kobieta była jednak szybsza. Pobiegła
zwinnie niczym łania, wymijając potężną istotę, a następnie wskoczyła na ladę
baru. Stąd jej głos był świetnie słyszalny, podobnie jak pieśń, którą
zaintonowała. Lya nie rozumiała słów, jednak sama melodia wystarczyła, by w jej
sercu rozpalił się bojowy płomień.
Linu La’neral nie pozostała bierna.
Zdjęła z szyi święty symbol swej bogini, uniosła go w górę i wezwała imię
Sehanine. Srebrna poświata zalała komnatę, będąc widomym znakiem łaski elfiej
bogini dla walczących. Drowy zmrużyły karminowe oczy, niektóre nawet unosiły
dłonie do twarzy, byle tylko osłonić się przed księżycowym światłem.
Dalsze wydarzenia potoczyły się
błyskawicznie. Do walki włączyli się inni poszukiwacze przygód i drowy zostały
zepchnięte z powrotem do piwnic, wśród wybuchów magii i szczęku oręża. To
jednak nie wystarczyło. Daelan sam prowadził natarcie, uwolniony już z
krępującej go ręki. Lya nie szczędziła czarów - raz po raz z jej dłoni
wystrzeliwały płomienne kule i grzmiące błyskawice, siejąc spustoszenie wśród
szeregów nieprzyjaciół.
W końcu wszyscy stanęli u stóp
Ziejącej Czeluści. Potężna, naturalna jaskinia rozciągała się daleko, a w jej
centrum znajdowała się drewniana platforma i szyb. Zazwyczaj był zamknięty
żelaznym kloszem, teraz jednak był on otwarty. Wydawało się, że już po
wszystkim. Żaden drow nie pozostał przy życiu, zaś Linu nie szczędziła
wysiłków, by opatrzyć wszystkie poniesione w starciu rany. Jednak zaklinaczka
nie mogła pozbyć się wrażenia, że poszło za łatwo. Drowów było dosłownie
kilkoro, zaś ich czary nie były zbyt potężne. Początkową ciemność rozproszyła
niemalże od ręki...
Wydawać by się mogło, że już po
wszystkim. Daelan stał tuż nad krawędzią szybu i popatrywał uważnie w jego
mrok, dysząc ciężko. Jego podwójny topór ociekał ciemną, drowią posoką.
- To tylko tyle? - spytał, odgarniając
rude włosy z twarzy. - Dopiero się rozkręcałem.
Durnan rzucił mu wymowne spojrzenie.
- W Podgórzu będziesz miał tego pod
dostatkiem - prychnął, lekceważąco trącając butem leżące ciało drowa.
- Obawiam się, że to jednak nie
koniec - wtrącił się Tom Szubienicznik, materializując się praktycznie znikąd i
dyskretnie chowając do kieszeni jakiś błyszczący przedmiot. - Słyszycie?
Daelan pokręcił głową.
- Nic nie słyszę. A może strach cię
obleciał, Tommy?
Odpowiedź utonęła w ryku, który
wydobył się z szybu, a potem w mgnieniu oka wyleciała z niego istota, której
próżno szukać w najgorszym z koszmarów.
Wyglądała jak olbrzymia,
zdeformowana, nieludzka głowa o jednym, wielkim oku i nienaturalnych rozmiarów
paszczy najeżonej ostrymi jak brzytwa zębami. Zamiast włosów stwór miał
niezliczone ilości obrzydliwych, zaropiałych oczu na cienkich szypułkach,
wijące się bez przerwy.
Lya spojrzała w dziwne, pojedyncze
oko o nieokreślonym kolorze i to był jej błąd. Stwór skoncentrował na niej
swoją uwagę, a z licznych oczu posypały się wielobarwne strumienie energii,
trafiając wprost w zaklinaczkę.
Siła promieni odrzuciła kobietę
daleko od szybu, gdzie padła na ziemię nieprzytomna.
17 komentarze:
Mistrzowski rozdział :) Nie wiedziałam, że ktoś jeszcze pamięta o tej grze. Teraz w sumie tylko dwójka jest na fali i do jedynki ani modułów, ani niczego, a co dopiero dobrych ficków...
Dziękuję :) Faktycznie, czuje się lekki niedosyt jeśli chodzi o NWN, a już w szczególności moduły, które niestety są porzucane w połowie roboty przez ludzi, którym brakuje inwencji i cierpliwości o robienia ich. Smutne. Co prawda kampania jest niezwykle zajmująca, jednak ile razy można grać w to samo?
No tak. A tak z ciekawości - jeśli ukończysz HotU, planujesz analogiczne opowiadanie z innych części?
"Jeśli" jest tutaj słowem kluczowym ;) Postaram się rzecz jasna poradzić sobie z tym, co na razie założyłam, a jeżeli mi się nie znudzi taka forma pisania, to owszem, czemu nie? Może MotB byłoby dobrym pomysłem - to moja ulubiona część z NWN2 i wiem, że nie jestem z tym osamotniona. Przeraża mnie trochę to, że jak na razie fabuła rozwija się bardzo powoli, jest pełno dialogów, mało akcji i tak dalej. Opublikowane na razie rozdziały to nie więcej, niż pół godziny gry, a nie jestem w stanie powiedzieć, ile czasu zajęło mi ich pisanie...
Wiesz, powolny rozwój fabuły jest na razie naturalny. Kiedy przyjdzie do potyczek i tego, co przy graniu zajmuje najwięcej czasu, dla odmiany opis pójdzie bardzo szybko. Wierze, że nie masz zamiaru opisywać wszystkiego z dokładnością co do czaru ;)
A MotB byłoby strzałem w dziesiątkę :D
Mam tylko nadzieje, że uda mi się opisywać wszelkie walki tak, żeby było to interesujące, a nie serwować czytelnikowi na każdym kroku jakiejś pulpy. W sumie trudno przy tym znaleźć złoty środek.
O to się nie martw. Grałaś kiedyś w jakiegoś "papierowego" rpg?
Oczywiście :) Skąd pytanie?
Nie no rozdział cud, miód i orzeszki. Czekam na następny:)
Stąd, że z opisywaniem walk "na papierze" jest podobnie, jak z opisywaniem ich po turlaniu kostkami podczas gry. Jakąś bardziej epicką walkę można sobie "wyturlać", a potem opisać w jakiś bogaty sposób :) I tyle.
Pomysł wart sprawdzenia :) Zrobię tak, gdy nadarzy się okazja. Dzięki :D
Zacznę od tego, że nie mam dzisiaj głowy do pisania komentarzy... więc będzie krótko
Rozdział świetny, a najlepsze momenty są te w których jest opisywana walka. Tak realnie... aż chce tego więcej.
Pozdrawiam,*
Jako że komentowałaś nasz prolog, pomyślałam, że może zainteresuje Cię rozdział 1, który właśnie się pojawił na http://morze-cienia.blog.onet.pl/. Zapraszam serdecznie :)
pozdrawiam,
Fay
zapraszam na 2 rozdział na crescentmoon.blog.onet.pl
Muszę przyznać, iż Twoje opowiadanie coraz bardziej mi się podoba. Niby przeszłam tyle razy Hordy Podmroku, że znam je prawie na pamięć, jednak każdy Twój rozdział czytam z coraz większą ciekawością. Dzięki Tobie mogę zerknąć na wydarzenia z gry z zupełnie innej strony, i bardzo mi się to podoba ^^
Ciekawa byłam, jak poradzisz sobie z opisem walki czyli elementu, wzbudzającego najwięcej emocji. Muszę przyznać, że bardzo pozytywnie mnie zaskoczyłaś. Opis starcia w niczym nie ubiega poziomem od reszty opowiadania - walka jest dynamiczna, i człowiek wręcz czuje adrenalinę, czytając ten fragment. Naprawdę, odwaliła kawał dobrej roboty, przyjmij wyrazy mojego uznania :))) Już nie mogę się doczekać większych bitew!
Pozdrawiam bardzo serdecznie i, jeśli znajdę wieczorem czas, postaram się skomentować kolejny rozdział już dziś, a najpóźniej zrobię to jutro :)))
I dziękuję pięknie za powiadomienie. Miło, że pamiętałaś ;***
Przyznam, że trochę się boję tych większych bitew - to zawsze bardziej wymagające, by nie zanudzić czytelnika opisem zbyt długiego starcia i jednocześnie nie pozwolić mu się w nim zagubić. Zawsze ideałem był dla mnie R.A. Salvatore, który potrafił opisać starcie co do uderzenia mieczem i jednocześnie oddać całą dynamikę i plastyczność starcia nawet dla czytelnika, któremu obce były tajniki fechtunku i taktyki :)
Oo kur... Naprawdę dobry rozdział! A dialogi i powolny rozwój akcji wcale nie przynudzają. Pozwalają lepiej poznać świat, bohaterów, oraz silniej odczuć klimat.
Nie ma bata, muszę sobie skołować tę gierkę -.-
Pozdrawiam!
Prześlij komentarz