- O bogowie, nie... - wyjąkała Sharwyn, wpatrując się w jedno z niesprawdzonych luster i cofając się od niego z przestrachem. - Lya, ja nie chciałam, naprawdę... Tak bardzo cię przepraszam.
W tym momencie półelfka zobaczyła, jak z gładkiej tafli lustra wychodzą czyjeś ręce, a następnie zapierają się o bogato zdobioną ramę. Potem pojawiła się głowa, ramiona i smukła stopa, którą postać ostrożnie postawiła na podłodze. Nikt nie potrafił oderwać wzroku od dziwnego zjawiska, gdy oto z lustra na przeciwko Sharwyn wyszła... Sharwyn. Były identyczne pod każdym względem. Te same gęste, mahoniowe włosy opadały na smukłe ramiona, nosy o tym samym kształcie... Tylko w oczach ożywionego odbicia było coś dziwnie obcego i z gruntu niegodziwego. Lya nie potrafiła zrozumieć, jak to możliwe, że obie kobiety mogą tak się od siebie różnić, jednocześnie będąc do siebie podobne jak dwie krople wody.
Zaskoczenie podziałało na niekorzyść drużyny. Zbyt wstrząśnięci przedziwnym widokiem, nie potrafili zareagować, zaś istota z lustra bezlitośnie wykorzystała ich chwilową słabość, wyprowadzając atak. Błysnęło i prawdziwa Sharwyn z okrzykiem bólu osunęła się na ziemię, chwytając za pierś. Spomiędzy jej zaciśniętych palców buchnął strumień krwi wypływające z rany zadanej podwójnym mieczem.
Pierwszy ocknął się Daelan. Z rykiem zakręcił nad głową ciężkim toporem i rzucił się w kierunku ożywionego odbicia. Istota była jednak równie zręczna, co jej wzorzec i z łatwością uchyliła się przed szerokim cięciem. Na podłogę spadł jedynie kosmyk mahoniowych włosów, gdy tanecznym krokiem odsunęła się poza zasięg broni, zmuszając półorka do ciągłego przemieszczania się i gonienia jej po sali. Lya rzuciła Deekinowi swoją torbę.
- Pomóż Sharwyn - krzyknęła i nie patrząc, czy kobold wykonuje jej polecenie, ani nawet czy złapał torbę, przygotowała się do walki. Ufała Deekinowi i wiedziała dobrze, że potrafi o siebie zadbać.
Lya skupiła swoje myśli na mocy Splotu, która otaczała ją i wszystko wokół, a następnie sięgnęła do energetycznym pasm, wiążąc z nich zaklęcie. Wbiła wzrok w odbicie Sharwyn, a następnie posłała w jej stronę całą garść drobnych, magicznych pocisków - powodowały bardziej skaleczenia, niż poważne rany, ale było ich naprawdę dużo. I to była ich siła. Błyszczące kule zawirowały w powietrzu, a potem po łukowatych torach pomknęły w stronę postaci, skręcając i zawracając, gdy starała się ich unikać, a potem bezbłędnie uderzając. Istota krzyknęła głucho, potknęła się i upadła. Na to tylko czekał Daelan. Nie czekając, wzniósł topór do ostatecznego, morderczego ciosu i już by go opuścił, gdyby kobieta nie zaczęła śpiewać.
Jej miękki głos miał w sobie tyle ciepła i łagodności, był jak cudowne światło w najgłębszych mrokach Podgórza. Opowiadał o przyjaźni i pokoju, wzbudzał w sercu tak wielką litość, że...
- Nie, nie dam rady - powiedział słabym głosem Daelan, opuszczając topór. - Przecież to Sharwyn, ona nic by nam nie zrobiła.
Na to tylko czekała istota. Wystarczyła chwila nieuwagi półorka, by precyzyjnym kopniakiem między nogi posłała go na kolana, poderwała się z ziemi i zamachnęła mieczem.
Jej cios zapewne zdjąłby głowę z ramion Daelana, gdyby nie strzała prawdziwej Sharwyn. Ocucona eliksirem leczniczym przez Deekina, posłała śmiercionośny pocisk, który wbił się w cienki pancerz istoty, a następnie w ciało. Odbicie krzyknęło głucho, zataczając się do tyłu, a następnie runęło bez życia, trafione błyskawicą Lyi. Chwila, i w miejscu, gdzie spoczęło, została tylko strzała.
Daelan podniósł się ciężko i potrząsnął głową.
- Przepraszam. Ja... nie wiem, czemu się zawahałem - przyznał z trudem. - Ta pieśń była taka sugestywna. Nie wiedziałem, że potrafisz aż tak pięknie śpiewać, Sharwyn.
Kobieta tylko uśmiechnęła się słabo.
- Gdyby to nad twoją głową wisiał topór, wyśpiewałbyś wszystko.
Nie niepokojona dalej drużyna ruszyła ponownie w mroki Podgórza.
Sharwyn wciąż nienajlepiej się czuła po cięciu mieczem, dlatego Lya postanowiła, że udadzą się do którejś z tajemnych komnat by opatrzyć dokładniej jej ranę. Przy okazji miała nadzieję przedyskutować na nowo taktykę, skoro dołączył do nich Daelan, i dalszy plan działania. Mieli co prawda dwa kryształowe pręty, ale na tym poziomie obeszli już praktycznie każdy zakamarek (a przynajmniej miała takie wrażenie) i zastanawiała się, czy nie byłoby dobrym pomysłem, by zacząć korzystać również z rozsianych tu i tam portali. Na razie unikali tego, niepewni dokąd taki transporter może ich zabrać, ale wiele wskazywało na to, że kurczowe trzymanie się znajomego wybrzeża nie było dobrym rozwiązaniem. Może czas już wypłynąć na głębokie wody?
Gdy już dotarli na miejsce, Sharwyn usiadła ciężko na ziemi. Rana musiała doskwierać jej znacznie bardziej, niż dawała znać. Kobieta przywołała gestem zaklinaczkę, a potem ofuknęła mężczyzn, by poszli siedzieć w drugim kącie. Nie było to daleko, mimo to Sharwyn nalegała.
- Rana jest na piersi. Na pewno sobie nie popatrzycie - prychała, gdy Daelan mruczał coś o przewrażliwieniu kobiet.
Lya wyciągnęła z torby podręczny zestaw leczniczy. Składały się na niego bandaże, kompresy, podstawowe narzędzia chirurgiczne, pęczek nici i środki przeciwbólowe. Zestaw pochodził z zaopatrzenia karczmy Durnana, dlatego zaklinaczka miała pełne zaufanie zarówno do mocy leków, jak i czystości narzędzi. Nie była pełnoprawnym uzdrowicielem, ale jak większość poszukiwaczy przygód, potrafiła opatrzyć większość ran.
Półelfka ostrożnie pomogła Sharwyn zdjąć kamizelkę, a następnie odlepiła nasiąkniętą krwią koszulę od ciała. Kobieta nic nie powiedziała, gdy od jej ciała odrywały się płaty zakrzepłej krwi. Eliksir, który wcześniej podał jej Deekin również zawierał środki przeciwbólowe.
Lya ostrożnie oczyściła ranę i obejrzała ją uważnie. Było to gładkie i głębokie cięcie, przebiegające od lewego ramienia, pomiędzy piersiami, aż do dolnych żeber. Tkanka była w dużej mierze zasklepiona dzięki eliksirowi, dlatego szwy nie były konieczne, ale zaklinaczka doszła do wniosku, że zabezpieczenie rany bandażem będzie dobrym pomysłem. Przyłożyła do rany czysty opatrunek, a następnie przy pomocy szerokiego bandaża zaczęła oplatać pierś Sharwyn.
- Mówiłaś, że pochodzisz z Neverwinter, prawda? - zaczęła Lya, by przerwać czymkolwiek ciszę panującą w komnacie.
- Tak, urodziłam się w Neverwinter, chociaż większość życia spędziłam poza jego granicami. Wróciłam, żeby pomóc uwolnić miasto od zarazy - Na twarzy Sharwyn pojawił się wyraz zamyślenia. - No i chciałam tam pomieszkać przez jakiś czas.
- Pomogłaś uratować miasto?
Uśmiech kobiety nie sięgał oczu.
- W taki sam sposób, jak pomagam teraz tobie. Kiedy nie śpiewałam, rzucałam czary i walczyłam. Towarzyszyłam Aribeth de Tylmarande. - Sposępniała. - Słyszałaś o niej?
- Tak
Sharwyn pokiwała głową i westchnęła.
- Nie winię jej za to, co uczyniła. Nie za wszystko. To naprawdę smutna opowieść... zwłaszcza jej zakończenie.
- A jakie było zakończenie?
- Umarła. Czy to nie tak właśnie kończą się wszystkie opowieści? - spytała z przekąsem. Lya zagryzła lekko wargi.
- Znałaś Bohatera Neverwinter?
- Znałam. Niektórzy pomniejszają jego rolę w uratowaniu Neverwinter, ale ja brałam udział w tych wydarzeniach i wiem, że bez Bohatera Neverwinter nigdy byśmy nie odnieśli zwycięstwa.
- Co się z nim stało?
Sharwyn wzruszyła ramionami na tyle, na ile pozwalały jej zabiegi Lyi. Widać było, że ten temat sprawiał jej przykrość.
- Opuścił Neverwinter krótko po pokonaniu zarazy i śmierci Aribeth. O ile dobrze pamiętam, to chyba z powodu jakiejś sprzeczki z Lordem Nasherem
- Nie zabawiłaś długo w Neverwinter?
Kobieta ciężko westchnęła.
- Mieszkałam tam przez pewien czas. Lord Nasher nalegał, żeby ci, którzy walczyli z zarazą, po jej pokonaniu pomogli odbudować straż miejską. Byliśmy bohaterami i podobało nam się to, że jesteśmy sławni. Zawsze chciałam zdobyć sławę, więc pławiłam się w jej blasku. Ale... to nie trwało długo.
- Dlaczego? Coś się stało?
- Mężczyzna, w którym się zakochałam, opuścił miasto. Wiem, że to nie świadczy dobrze o sile mojego charakteru... ale bez ukochanego czułam się bardzo samotna w Neverwinter. Znowu zaczęłam marzyć o życiu poszukiwacza przygód. To dlatego przybyłam do Waterdeep, kiedy usłyszałam o wezwaniu. Wtedy też spotkałam ciebie. - Posłała Lyi ciepły uśmiech.
- Też to wszystko widziałem - wtrącił się nagle Daelan, wciąż pokornie siedząc odwrócony twarzą do ściany, jak domagała się Sharwyn.
- Skoro pochodzisz z Neverwinter, to nic dziwnego - podjęła Lya, zaś półork potrząsnął tylko głową.
- Nie pochodzę z Neverwinter, ale byłem tam podczas Wyjącej Śmierci, plagi, która ogarnęła całe miasto. Podróżowałem z Bohaterem Neverwinter i odegrałem nawet pewną rolę w uwolnieniu miasta od panoszącego się tam zła.
- Deekin pamięta opowieści o tobie. Jesteś znaną osobą!
- Naprawdę? - spytał Daelan, popatrując z zaciekawieniem na kobolda, a w jego głosie brzmiało szczere zdziwienie. - To dziwne. Prawdę mówiąc, odegrałem jedynie epizodyczną rolę w ratowaniu miasta. Niewiele osób wie, kim jestem. Lord Nasher, władca miasta, hojnie wynagrodził moje wysiłki. Jednak mimo mojego bogactwa nie potrafiłem odnaleźć spokoju w Neverwinter
- Dlaczego? - spytała Lya. Neverwinter zawsze wydawało jej się miastem na tyle wielorasowym, by nawet półork był w stanie w spokoju w nim mieszkać. Szczególnie, że Daelan był bardziej, niż daleki od zachowań stereotypowego półorka.
- Może z powodu mojego dziedzictwa. Wiele plemion ludu Uthgardu przyłączyło się do ataku na Neverwinter. Ludzie patrzyli na mnie podejrzliwie lub wręcz z nienawiścią. Fakt, że jestem półorkiem, tylko pogarszał sprawę. Jest coś jeszcze. - Zamilkł na chwilę. - Wydaje mi się, że z Neverwinter stało się coś niedobrego. To miasto, które zniszczyło własną tożsamość, miasto zdradzone, które obróciło sie przeciw sobie.
- Chodzi ci o Lady Aribeth, prawda? - Zaklinaczka chyba już domyślała się odpowiedzi.
- Tak - o nią i jej kochanka Fenthicka. Został stracony przez Lorda Nashera, ponieważ lud domagał się krwi. Jego jedyna zbrodnia polegała na tym, ze pozwolił, aby zaślepiła go desperacka chęć niesienia pomocy miastu. Śmierć Fenthicka popchnęła Aribeth do zdrady: miasto odwróciło się od osoby, którą kochała, a ona odwdzięczyła się pięknym za nadobne. Aribeth reprezentowała wszystko, co dobre w Neverwinter. Kiedy odeszła, miasto straciło cząstkę swojej tożsamości. Nadal istnieje, ale niektóre rany goją się bardzo powoli. Może właśnie dlatego nie mogłem tam pozostać - bardziej stwierdził, niż zapytał.
- Gdzie się udałeś po tym wszystkim?
- Powróciłem do domu, krainy plemienia Czerwonego Tygrysa i ludu Uthgardu - Barbarzyńca westchnął. - Ale to historia na inny czas.
Lya zawiązała bandaż, a potem rzuciła zaklęcie naprawy na rozdarte ubranie Sharwyn. Ta cicho podziękowała i zaczęła się na powrót ubierać. Zapadła cisza, po której nieśmiało odezwał się Deekin
- Deekinowi też nie było dobrze w mieście ludzi - powiedział cicho.
Lya zwróciła na niego spojrzenie. Właściwie to nie rozmawiała zbyt dużo z koboldem o tym, co wcześniej robił. Ich początkowa rozmowa była bardziej, niż pobieżna, a potem było już tylko zadanie do wykonania. Czuła z tego powodu lekkie wyrzuty sumienia.
- Co robiłeś po tym, jak się rozstaliśmy?
- Deekin najpierw poszedł do Waterdeep, a potem opublikował książkę. To dzięki temu Deekin dostał trochę pieniędzy i mógł podróżować... chociaż Deekin daleko nie zaszedł - dokończył smutno.
- O jakiej sumie mówimy?
- Och, o niewielkiej. To były jakieś dwa czy trzy tysiące sztuk złota.
- Całkiem nieźle - przyznała z uznaniem Sharwyn.
Deekin wzruszył ramionami bez przekonania.
- To wydawca zapłacił tyle Deekinowi. Deekin nie wiedział, że mógł dostać więcej. Chociaż nie na długo tego starczyło w Waterdeep. Wielu ludzi chciało zabrać pieniądze Deekina. Bolało, zanim Deekin nauczył się je rozsądnie wydawać. Deekin przepłacał za wszystko, zanim zauważył, ze go oszukują. Deekin starał się protestować, ale nikt go nie słuchał, bo jest tylko małym koboldem.
- Chyba nie było ci łatwo, mały - mruknął Daelan swym tubalnym głosem.
- Deekin starał się bronić, ale nie mógł walczyć ani używać czarów. Ludzie mogli przecież pomyśleć, że Deekin jest złym koboldem... zaatakowaliby go, a może nawet zabili. Nawet straż miejska nie pomogła Deekinowi. Deekin próbował z nimi rozmawiać, ale tylko go gonili i chcieli zabić... Deekin uszedł z życiem, ale niewiele brakowało... Koboldy nie są tu popularne. Stary Mistrz mówił, że bard musi być czarującym dyplomatą. No i Deekin nie jest dobrym bardem. Deekin stracił wszystkie pieniądze. Deekin gra w zapyziałych karczmach, gdzie nikt go nie słucha. I nikt nie sądzi, że Deekin jest czarujący.
- Sądzę, że jesteś wystarczająco czarujący, Deekinie - powiedziała Lya, uśmiechem starając się dodać mu otuchy.
- To miłe z twojej strony, szefie. Ale Deekin wie, że niewiele jest takich osób, jak ty. Deekin nie zna się na cywilizowanym życiu, ale Deekin nie jest głupi. Deekin wie, dlaczego ludzie tak myślą o koboldach... i mają rację. Koboldy są złe i okropne. Ale przecież Deekin mógłby myśleć, że wszyscy ludzie są źli i okropni... tak jak ludzie myślą, że wszystkie koboldy są złe i okropne. Muszą być gdzieś ludzie tacy jak ty. Deekin musi ich tylko znaleźć. Deekin im udowodni, że jest prawdziwym bardem. - Z każdym zdaniem kobold mówił coraz głośniej i zaciskał łuskowate dłonie w pięści. - Kiedyś wszyscy usłyszą o Deekinie!
- Wierzę w ciebie, Deekinie.
Deekin wyglądał na bardzo zdziwionego, a potem rozpromienił się. Gdzieś zniknął jego bojowy nastrój, zastąpiony przez właściwą mu skromność.
- Dzięki, szefie! To bardzo wiele znaczy dla małego Deekina.
Sharwyn w końcu doprowadziła się do porządku i drużyna mogła zacząć dyskusję. Lya wzięła notatnik Deekina i wskazała ręką na narysowaną przez kobolda mapę.
- Spójrzcie. Obeszliśmy praktycznie każdy zaułek tutaj, a mamy tylko dwa pręty z pięciu. Boję się, że nieużywanie portali sprawia, że coś tracimy. Może są tutaj pomieszczenia, do których można się dostać jedynie za ich pomocą?
- No nie wiem, Lya. Halaster jest bardzo dumny z tych teleportów. Ale... nie używajmy ich zbyt często, dobrze? Nie chciałabym się przenieść do żołądka smoka.
Daelan zmarszczył brwi i skrzyżował mocarne ramiona na piersi.
- Waterdeep na nas liczy, nie możemy się przecież ugiąć. Ale ginąć też nie zamierzam.
- Z szefem nie zginiemy, prawda, szefie? - powiedział Deekin, patrząc w twarz zaklinaczki. - Szef zawsze wychodzi cało z różnych tarapatów, i z żołądka smoka też by wyszedł.
Półork parsknął śmiechem, po chwili dołączyła też Sharwyn.
- Twój przyjaciel jest odważniejszy, niż by się mogło wydawać - powiedział, skinąwszy głową z aprobatą. - Chodźmy w takim razie. Skoro on ci ufa, ja też będę.
- W takim razie postanowione - podsumowała Lya. - Najbliższy portal jest praktycznie przed wejściem do tej kryjówki. Chodźmy.
Portale Halastera nie wyglądały zbyt okazale. Były to ledwie rozsiane tu i tam na podłodze kręgi miękkiego, złotego światła, dźwięczące dziwnie. Trudno było opisać odgłos, jaki wydawały - nie przypominał niczego, co znało ludzkie ucho. Mimo to nie był ani nieprzyjemny, ani piękny. Po prostu ciche, magiczne pulsowanie.
Drużyna stanęła nad jednym z portali. Sharwyn instynktownie złapała Deekina i Lyę za ręce.
- No to do dzieła - powiedziała nieco niepewnym głosem, a potem wszyscy razem weszli w portal.
[Pragnę tylko jeszcze zakomunikować, że oprócz odtwarzacza, który zapewne wszyscy zauważyli, pojawiła się jeszcze zakładka "Bohaterowie". Serdecznie zapraszam do wyrażania opinii także o niej :) ]
9 komentarze:
No nieeee, spoiler! ;( Aribeth zdradzi? I umrze? Kurna, skoro tak, to muszę wznowić grę, bo zapowiada się ciekawie -.-
Miło jest czytać o losach postaci znanych z gry. A propos': czytałaś może Trylogię Spadkobierców Arrabar? Kończę właśnie drugi tom, "Rubinową strażniczkę". Co prawda chyba niezbyt związane akurat z NWN, ale akcja osadzona w świecie Zapomnianych Krain, a to już coś :)
Z tymi portalami mam zawsze podobny problem, co bohaterowie... Nie palę się do przechodzenia przez nie, bo wiem, że znajdę się w nowej lokacji, a wolę nie pozostawiać za sobą nieodkrytych obszarów ;)
Bardzo dobry rozdział, czytało się przyjemnie jak zwykle :)
Pozdrawiam!
Oj tam, spoiler. To jest już drugi dodatek do NWN, czas akcji daleko po zarazie i wszystkim, co z nią związane, także czytający powinni być tego świadomi ;P Anyway, postępowanie Aribeth w podstawce jest bardziej, niż skomplikowane i ma dużo implikacji, dlatego to był taki mały spoilerek :P
Jeśli chodzi o Trylogię Spadkobierców Arrabar, to niestety nie miałam przyjemności czytać. Z tego, co dzieje się w Forgotten Realms to czytałam raczej książki poświęcone Drizztowi. Mówię tak ogólnie, bo Salvatore napisał ich chyba ze dwanaście, ale dałam sobie spokój po którymś z kolei tomie, gdy Drizzt zaczął sam sobie zaprzeczać w swojej filozofii... Tak się kończy pisanie zbyt długiej sagi. Zaś wracając do Trylogii - może kiedyś będę miała czas :)
Dziękuję za miły komentarz :)
Uff, przez chwilę bałam się, że uśmiercisz Sharwyn. Na całe szczęście wyszła z tego w jednym kawałku ;) Walka, choć krótka, bardzo mi się podobała. Kiedy miną pierwszy szok, nasi bohaterowie szybko uporali się z klonem.
Dialogi jak zwykle pięknie ubrane Twoimi opisami przybliżają nam historie poszczególnych postaci. Rzadko kiedy brałam kogoś innego niż Deekin i Daelan, cieszę się, że mogę zapoznać się w ten sposób z pozostałymi poszukiwaczami przygód :)))
Ciekawa jestem, czy pierwsze trafią na Królową Wróżek czy przywódcę ogrów ;)
Zerknęłam sobie w zakładkę z bohaterami - dobrze, że taką zrobiłaś. Mogłam sobie obejrzeć podobiznę Lyii, a Ci, którzy w NWN nie grali, dzięki krótkim, lecz ciekawym opisom, mogą dowiedzieć się więcej o poszczególnych postaciach :)))
Pozdrawiam serdecznie i czekam na ciąg dalszy ;*
Nie no, Sharwyn bym nie uśmierciła :D Ogólnie ona mi jakoś często ginie - mimo nacisku na używanie przez nią broni dystansowej albo bycie wsparciem, co i rusz pcha się na pierwszą linię i cóż... wiadomo, jak to się kończy. Walka krótka, bo i Sharwyn nie jest jakimś powalającym przeciwnikiem. Paradoksalnie, Deekin byłby tu chyba najtrudniejszy do położenia ;) Ja też najczęściej biorę Deekina i Daelana, potem najwyżej zmieniam półorka na Linu. Leczenie zawsze się przyda, a za pierwszą linię robią przywołane stwory.
Jeśli chodzi o portret Lyi, to nie ma go w NWN jako takim, przeszukałam po prostu strony fanowskie w poszukiwaniu czegoś ciekawego i spośród kilkunastu przedstawiających ciemnowłosą kobietę udało mi się wybrać właśnie ten. Chyba dosyć pasuje, zarówno do opisu Lyi, jak i do jej charakteru :)
Bez dobrego cliffhangera się nie obejdzie, no nie? :) Jak znam życie, to teleportują się prostu w jakąś walkę albo obóz drowów, prawda? A jeśli już jesteśmy przy walkach, to ta Ci wyszła całkiem nieźle. Aczkolwiek z tego, co widze, to dość swobodnie traktujesz moc pieśni bardów. Nie, żeby mi to przeszkadzało. Udaje Ci się wszystko wpasować w konwencję
Może po prostu nigdy nie grałam bardem, stąd to swobodne traktowanie. Pewnie bardziej ortodoksyjni gracze powiesiliby mnie za to na suchej gałęzi, ale szczerze mówiąc nie przepadam za pisaniem wszystkiego pod linijkę. A przynajmniej nie za bardzo ;P I bez przesady z tymi cliffhangerami - ten wcale nie był aż taki mocny :D
W tym rozdziale najbardziej spodobała mi się walka z klonem. W kulminacyjnym momencie myślałam, że będzie po Daelanie (lub zostanie wyjątkowo dotkliwie zraniony), ale na szczęście Sharwyn w porę zareagowała.
Fajnie, że przytaczasz rozmowy z towarzyszami podróży. Ja w tym dodatku chodziłam tylko główną postacią i z tym większym zainteresowaniem poczytałam co działo się z nimi po ocaleniu Nevewinter.
jednak wnioski odnoście tego, co się wydarzyło jak najbardziej trafne. Mnie aż krew zalała, gdy, grając, dowiedziałam się, że Nasher jednak zabił Aribeth, gdy darowałam jej życie.
A zakładka z bohaterami ciekawie utworzona.
Pozdrawiam serdecznie :)
Uff. Nareszcie miałam wystarczająco dużo czasu, aby przeczytać całość. Co prawda nadal trochę nie ogarniam i się gubię, ale to pewnie dlatego, że kompletnie nie znam się na grach.
Wiele pomógł mi wstęp, za który jestem szalenie wdzięczna. Tak samo jak za zakładkę o bohaterach.
A teraz do rzeczy - opis walki to cud, za który gotowa jestem pomniki ci stawiać. Sama mam z tym ogromny problem, przez co cierpi moja ukochana postać >< Chyba powinnam się zapisać na korepetycje.
Ogólnie twoje opisy są niesamowite. Grać raczej nie będę, bo mnie do takich rzeczy nie ciągnie, ale one wręcz zmuszają, aby poznać ten świat bliżej, bo go po prostu czuję. I widzę go dokładnie tak samo realnie, jak pokój, w którym się znajduję.
Do tego dialogi. Ślicznie skonstruowane, popychające akcję do przodu, zarysowujące bohaterów. Z których, jak dotąd, najbardziej polubiłam Daelana, nie wiem nawet dlaczego.
Ogólnie? Jestem skołowana, ale zachwycona! <3 Byle tak dalej. Serdecznie pozdrawiam.
P.S. I bardzo dziękuję za komentarz! :)
Dziękuję za miłe komentarze :)
@Jeanelle
Ja bym chyba nie dała sobie rady samą główną postacią :) Ale może to dlatego, że gram głównie postaciami czarującymi - może wojownik by sobie dał radę. No chyba, że bym miała potężniejsze przywołania, ale i to trudno powiedzieć. Jeśli chodzi o Aribeth, to ja akurat wszystko przechodziłam po kolei i nie była to dla mnie nowość. Dlatego może też nie przyszło mi do głowy, że ktoś może o tym nie wiedzieć. Ale z drugiej strony, jak się doszło do trzeciego rozdziału Hord, to wszystko wychodziło w pewnym dialogu... Ale nie chcę ewentualnie zaspoilerować. Wracając do tematu - tam ta sprawa była straszliwie skomplikowana i dużo się trzeba było nachodzić i napracować nad wątkiem :D
@Pryvian
Staram się pisać to wszystko tak, żeby nie trzeba było się nadmiernie znać na grach, by czytać bez kłopotów ze zrozumieniem, ale widać, że mi chyba jednak średnio wychodzi ;P Trudno jest znaleźć balans pomiędzy pakowaniem do treści nadmiaru opisów oczywistych (dla graczy) rzeczy, które mogą być nowością dla "niegraczy", a zostawianiem wszystkiego w domyśle. Postaram się to jakoś lepiej przemyśleć następnym razem. Jeśli chodzi o walki, to może krótkie mi wychodzą, ale niestety świat FR jest tak skonstruowany, że walki czasem bywają dłuższe - z resztą będzie moment (za kilka rozdziałów), w którym czeka mnie opisanie dość potężnej walki i sama nie wiem, jak to będzie :P Mam nadzieję, że sobie poradzę... Daelana też bardzo lubię - w podstawowej części towarzyszył mi właściwie do końca :D
Prześlij komentarz