Rozdział 1.12 - Drowy

Portal prowadzący do siedziby Królowej wróżek znaleźli w południowej części poziomu, dlatego drużyna postanowiła udać się do północnej części mając nadzieję, że tam znajdą portal prowadzący do siedziby drugiego z "władców", czyli ogrzego maga. W drodze zatrzymali się jeszcze w jednej z kryjówek, chcąc powyciągać z ciała resztki strzał pozostawionych przez wróżki. Sharwyn musiała wyplątać większość z włosów, za to Deekin w ogóle nie miał tego problemu. Jego twarda, łuskowata skóra odbiła wszystkie pociski czyniąc je nieszkodliwymi.
- Zmieniłeś się od czasu, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy - zaczęła Lya, zwracając się do kobolda. Była to prawda - Deekin znacznie zmężniał, był rozważniejszy w walce i co tu dużo mówić - chyba już się tak nie bał, jak na początku. Kiedyś w czasie każdej niemal potyczki widziała w jego wielkich, czarnych oczach strach, teraz zaś była tylko chłodna kalkulacja i determinacja, by zwyciężyć. To aż niesamowite, jak bardzo towarzysz może się zmienić. A przecież nie rozstali się na aż tak długi czas...
- Ummm... Deekin chciał o tym z tobą porozmawiać...
Zaklinaczka zaniepokoiła się.
- O czym?
Deekin pogrzebał nerwowo stopą w ziemi, spuszczając wzrok, ale po chwili go podniósł i wypalił:
- Stary Mistrz powiedział kiedyś Deekinowi, że w żyłach Deekina płynie dużo smoczej krwi. Deekin nie wiedział, o co chodzi... Deekin nie jest duży ani silny, no i nie zieje ogniem. Ale czasami... kiedy Deekin walczy... serce bije mu bardzo szybko i czuje się... silny. Czy to głupie, szefie?
- Nie - przyznała Lya, coraz bardziej zaciekawiona. - A do czego zmierzasz?
- Cóż... Deekin myśli, że powinien zostać uczniem smoka. Stary Mistrz nigdy mu tego nie proponował... ale może Deekin chociaż spróbuje. Decyzja należy do ciebie, szefie. Deekin zrobi to, co mu powiesz. Jeśli Deekin ma być twoim wiernym bardem, to Deekin też będzie szczęśliwy.
Plotki mówią, że magiczna siła zaklinaczy i bardów w jakiś sposób łączy się ze smoczą krwią w ich drzewie genealogicznym. Uczniowie smoka to czarownicy i czasami bardowie, którzy używają swej magicznej mocy jako katalizatora uwalniającego smoczą krew płynącą w ich żyłach. Droga ucznia zazwyczaj prowadziła w kierunku odkrywania swego smoczego pochodzenia i coraz silniejszego poddawania się jego wpływowi. Takie osoby czuły silny pociąg do smoków, zaczynały też odwiedzać miejsca, w których przebywały i uczyć się ich kultury. Lya nie miała jednak pojęcia, że taki mały, niepozorny Deekin może mieć w swych żyłach smoczą krew. Nie chodziło wcale o to, że go nie doceniała, czy lekceważyła, tylko po prostu... Deekin to Deekin. Ze smokiem wspólne miał tylko łuski. Mimo to nie ważyła się postawić koboldowi ograniczenia.
- Jeśli chcesz, zostań uczniem smoka - powiedziała z uśmiechem, zastanawiając się, do czego to właściwie doprowadzi.
- Dobra. Deekin tak właśnie zrobi. Dzięki, szefie - odparł, rozpromieniony.
Gdy wychodzili z kryjówki, Lya poczuła, jak Daelan nagle łapie ją za ramię, przytrzymując wewnątrz, gdy Sharwyn i Deekin wyszli już z komnaty.
- Mogę zamienić z tobą parę słów? - zapytał cicho.
- O co chodzi?
- Muszę ci coś wyznać, Lya. Coś, co jest dla mnie... trudne - wydusił w końcu, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. - Jednak uważam, że masz prawo o tym wiedzieć.
- Tak? Czy coś się stało? - Zaklinaczka była coraz bardziej zaniepokojona dziwnym zachowaniem Daelana. Zawsze był nieustraszony, teraz zaś wyglądało na to, że czegoś się bał.
- Nie podoba mi się to miejsce. Uważam, że nikt przy zdrowych zmysłach nie może polubić Podgórza, ze wszystkimi tymi pułapkami i potworami. Ale w moim wypadku to coś więcej - przyznał i zerknął na nią krótko, a potem znów odwrócił wzrok, jakby nie potrafiąc spojrzeć kobiecie w oczy. - Powietrze tutaj jest duszne i zatęchłe. Korytarze zbyt wąskie. Sufity zbyt niskie. A co, jeśli góra się zawali, grzebiąc nas na zawsze pod lawiną głazów i ziemi?
- Nie martw się, ta góra się nie zawali - powiedziała Lya, uspokajająco kładąc mu dłoń na ramieniu. Daelan westchnął tylko.
- Wiem, że mój lęk nie jest racjonalny, ale całe swoje plemienne życie spędziłem na wielkich równinach. Jestem przyzwyczajony do otwartego nieba i podmuchu wiatru na twarzy. To miejsce po prostu mi nie odpowiada.
Zaklinaczka przygryzła wargi, starając się tak dobrać wypowiedź, by nie urazić dumnego wojownika.
- Może powinieneś powrócić na powierzchnię? - spytała łagodnie. Półork tylko potrzasnął gniewnie głową.
- Nie opuszczę cię! My, Uthgardczycy, wierzymy, że trzeba stawić czoła swoim lękom. Tylko w ten sposób można je pokonać - pokazując, że nie mają nad nami żadnej władzy. Sądziłem jedynie, że lepiej będzie, jeśli powiem ci o moich... problemach, bo to ty rządzisz tą ekspedycją. Przysięgam jednak, że nie przeszkodzi mi to w wykonaniu misji.
- Wiem, Daelanie. Ufam ci - powiedziała, odnajdując wzrokiem jego spojrzenie. Wojownik w końcu chyba trochę się rozluźnił.
- Myślałem o Podgórzu, o tych wszystkich, którzy stracili tutaj życie. W całym Faerunie lochy Halastera znane są jako cmentarzysko poszukiwaczy przygód.
- Wiem, to niebezpieczne miejsce - przyznała zaklinaczka, zastanawiając się, do czego właściwie Daelan zmierza. Czy oprócz lęku przed zamkniętymi przestrzeniami coś jeszcze go trapiło? A może była to tylko przykrywka?
- Nie rozumiem, dlaczego ktokolwiek odwiedza to miejsce - powiedział z mocą. - Czemu ryzykować życie w lochu zaprojektowanym specjalnie po to, aby cię zabić?
- Chciwość - Lya wzruszyła ramionami. To wydawało jej się jedynym możliwym wyjaśnieniem. - Tu, na dole, jest pełno przeróżnych skarbów.
- Tak, są tutaj skarby... Ale zbyt mało, żeby usprawiedliwić takie ryzyko. Jest tuzin innych miejsc, które skrywają większe skarby, niż Podgórze, a przy tym są mniej niebezpieczne. To miejsce wywiera dziwny wpływ na umysł awanturników. Lochy  cieszą się ogromną popularnością. Według mnie jest w tym coś nienaturalnego
- Co masz na myśli? - spytała, marszcząc brwi.
- Pomyśl o tym. Halaster spędził dziesięciolecia, projektując ten loch, i włożył w niego całe swoje serce. Prawdopodobnie chce, aby jego dzieło było oglądane. Czy Halaster nie postanowił przypadkiem rzucić na to miejsce zaklęcia? Zaklęcia, które przyciąga poszukiwaczy przygód do Podgórza już samą nazwą tego miejsca?
Lya zasępiła się. To nie było niemożliwe, a już na pewno nie było poza zasięgiem czarodzieja tak potężnego i wiekowego, jak Halaster. A przy tym tak szalonego. Sama złapała się nad tym, że uważa Podgórze za najgorszy możliwy pomysł na wzbogacenie się i jednocześnie - myślała już kilka razy nad zobaczeniem go na własne oczy. Fakt, że zmusiły ją do tego obowiązki wcale nie oznaczał, że w końcu sama by się tu nie pojawiła.
- Nie przyszło mi to wcześniej do głowy - przyznała z trudem.
- Nie? Halaster jest arcymagiem. Skąd możemy wiedzieć, jak silna jest jego moc? Może już sama nazwa Podgórza służy jako przynęta dla wędrowców. Ci, którzy ją usłyszą, pragnę odwiedzić to miejsce. Pragnienie jest niewielkie, można mu się oprzeć... ale jest też uciążliwe. Myśl o Podgórzu tkwi w twojej głowie, aż w końcu pewnego dnia dajesz za wygraną.
Półork wzruszył ramionami.
- Nie wiem. To zupełnie tak, jakby Podgórze było w mojej głowie i nie dało się stamtąd wyrzucić. Może wszystko będzie dobrze, kiedy znajdziemy Halastera. Przynajmniej mam taką nadzieję.
To mówiąc uciął dyskusję, wskazując Lyi przejście.
- Chodź. Deekin pewnie się już niepokoi, a Sharwyn zaraz będzie wysnuwać zbyt daleko idące wnioski.
Nie mylił się. Deekin powitał Lyę okrzykiem "Szefiee! Deekin myślał, że szefowi coś się stało!", zaś Sharwyn puściła tylko niejednoznaczne oko i pogwizdując melodyjnie oddaliła się w kierunku najbliższej sali. Reszta drużyny szybko za nią podążyła i już byli na powrót w drodze.
Ich nie do końca zamierzony rajd na siedzibę Królowej sprawił, że centralna część opustoszała. Nie było już walczących z sobą patroli i wszędzie panowała dziwna cisza. Osłabione wróżki nie opuszczały południowego skrzydła, zaś ogrzy mag zapewne odczytywał to jako przygotowanie do potężnego ataku i nie wypuszczał swoich wojowników z siedziby. To sprawiło, że drużyna stała się bardziej pewna siebie i nie przemykała już pod ścianami, okryta bezpiecznie zaklęciem maskującym Lyi. 
I to był ich błąd.
Trudno było powiedzieć, czy proste zaklęcie maskujące zdałoby się na cokolwiek przeciwko grupie drowów, zaprawionych w sztuce przekradania się zabójców, ale może dzięki ostrożności drużyna miałaby jakiekolwiek szanse na zauważenie patrolu przed sobą. Zostali jednak zaskoczeni i to na własne życzenie.
Nagle w korytarzu zapanował mrok. Nie chodziło o to, że ni stąd ni z owąd zgasły wszystkie lampy - wtedy przynajmniej byłoby widać oddalone, rozproszone światło z innych części labiryntu. Teraz było tak, jakby cała drużyna nagle oślepła. W stronę poszukiwaczy przygód poleciały pociski i Lya usłyszała tylko, jak Daelan syknął z bólu, trafiony bełtem z kuszy.
Zaklinaczka nie namyślała się długo. Sięgnęła ku mocy splotu, przywołując orzeźwiający wiatr, który łagodnie rozplótł związane zaklęciami pasma mocy, zdejmując z drużyny okalającą ich ciemność oraz część zaklęć ochronnych i maskujących, którymi okryte były drowy.
Sytuacja, która ukazała się ich oczom, nie była najciekawsza. Z przodu, w sali, do której prowadził korytarz, znajdowało się kilku drowów - trudno było powiedzieć, ilu, bo nie było widać całego pomieszczenia - część z nich ubrana była w bogate szaty, co mogło oznaczać, że władają magią. Z tyłu korytarza stało trzech kolejnych mrocznych elfów, którzy właśnie naciągali kusze...
Sharwyn była tą, która postanowiła ich powstrzymać, gdy półork pognał w bitewnym szale przed siebie. Rozchyliła pełne wargi, a z jej ust popłynął śpiew tak słodki i kuszący, że drowy na moment opuściły broń. Pieśń kobiety nie miała słów, jednak przekonywała, że walka jest zupełnie niepotrzebna i mogą jej uniknąć, jeśli tylko opuszczą broń... Tyle czasu wystarczyło Deekinowi, by wymierzyć i wystrzelić z własnej kuszy, kładąc trupem na miejscu jednego z drowów, oraz Lyi by przywołać tuż przed nimi żywiołaka wody. Śpiew Sharwyn gwałtownie się urwał, a z końca korytarza słychać było już tylko rozpaczliwe krzyki, gdy wodna istota rozprawiała się z wrogami.
Zaklinaczka wiedziała, że elfy nie mają szans z rozszalałym żywiołakiem, dlatego krzyknęła tylko "Za mną!" i pobiegła do komnaty, w ślad za Daelanem. 
Półork zasiał straszliwe spustoszenie w szeregach wroga. Na jego drodze Lya zobaczyła tylko ciała trzech zabitych przeciwników, naznaczone śmiertelnymi ranami od topora. Jednak nawet Daelan nie mógł sobie poradzić, gdy był sam przeciwko całej gromadzie. Półelfka zobaczyła, jak wojownik z bolesnym rykiem cofa się w kierunku ściany, raz po raz atakowany kolejnymi zaklęciami. Nie czekając, zaklinaczka sama wzniosła dłonie do czaru. Wiedziała dobrze, że magowie na pewno rzucili na siebie zaklęcia ochronne mające pochłaniać wycelowaną w nich wrogą magię, dlatego postanowiła uderzyć w taki punkt, którego nie potrafili osłonić. 
W jednej chwili na środku komnaty pojawił się mały, jasny punkcik, który wybuchł niczym nowe słońce. Lya sama zacisnęła mocno powieki, jednak światło było na tyle silne, że nawet, gdy wszystko już minęło i mogła je otworzyć, w polu widzenia wciąż latały ciemne mroczki. 
Drowi magowie przeszli to znacznie gorzej. Nie spodziewali się takiego czaru i ich wrażliwe na każdy promień światła oczy zostały skutecznie porażone. Mimo zapewne przeszywającego bólu i oślepienia, nadal byli w stanie rzucać zaklęcia i Lya mogłaby nie przeżyć ich kontrataku, gdyby nie jej własne zaklęcia ochronne. Złota klatka na powrót zmaterializowała się wokół niej, pochłaniając wymierzoną w nią kulę ognia.
Sharwyn i Deekin następowali półelfce na pięty, zaraz za nimi dołączył też żywiołak wody. Magowie nie mieli szans - oślepieni, zasypywani gradem strzał i zaklęć, zostali wkrótce uciszeni na wieki. Lya odetchnęła z ulgą, ale jej brwi ponownie się ściągnęły, gdy spojrzała na Daelana. Półork stał oparty ciężko o swój podwójny topór, a z jego licznych ran i oparzeń ciekła ciemna krew.
- Daliśmy im popalić - mruknął z kpiącym uśmiechem, a potem przymknął oczy i runął na ziemię.
Sharwyn krzyknęła tylko i podbiegła do towarzysza, Lya podążyła zaraz za nią. Kobiety przyklęknęły przy wojowniku, zaklinaczka zaczęła gorączkowo grzebać w torbie, szukając mikstur leczniczych lub czegokolwiek innego, co mogłoby pomóc Daelanowi. Kamień Ioun, który podarowała mu w sali luster lśnił perłowym światłem, jednak jego moc była za mała, by zasklepić wszystkie rany. Półork bladł z każdą chwilą.
- Daelanie! - zawołała Sharwyn, ostrożnie potrząsając jego ramieniem i lekko poklepując po policzku. - Tylko nie zasypiaj, proszę...
Zaklinaczka w końcu znalazła to, czego szukała. Niewielka, okrągła buteleczka, wypełniona jasnozielonym płynem i zatkana korkiem z jasnego drewna.
- Sharwyn... - zaczęła powoli i przygryzła wargi, gdy kobieta na nią spojrzała. - Pomóż mi go podnieść - powiedziała w końcu. To był ich ostatni eliksir leczniczy i na dodatek był zbyt słaby, by poradzić sobie z ciężkimi obrażeniami Daelana, jednak półelfka nie miała serca powiedzieć tego kobiecie.
Rudowłosa skinęła tylko głową i ostrożnie uniosła Daelana, by Lya mogła podać mu płyn. 
Efekt był niemalże natychmiastowy - wojownik odetchnął głębiej i spojrzał niemalże przytomnie na kobiety. Nawet jego twarz odzyskała nieco kolorów, jednak była to tylko chwilowa poprawa. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, a potem znów zaczął osuwać się w niebyt.
- Bogowie, nie! - Sharwyn zacisnęła pięści na napierśniku półorka. - Masz nie umierać! - Potem przeniosła wzrok na Lyę i zawołała błagalnie. - Zrób coś!
Nie, Daelan nie mógł teraz umrzeć. Berło nie działało dwa razy na tę samą istotę i Lya nie zamierzała stracić na zawsze dopiero co odzyskanego towarzysza. Zaklinaczka przegarnęła dłonią włosy, gorączkowo zastanawiając się, co mogła by zrobić. Najlepiej byłoby zanieść Daelana do Białej Thesty - kapłanki Ilmatera stacjonującej Pod Ziejącą Czeluścią, ale nie było szans, by doniosły tam Daelana na czas, zaś rozdzielanie drużyny było zbyt niebezpieczne. Lya żałowała, że nie ma z nimi Linu - dla niej uzdrowienie najcięższych ran było kwestią tylko krótkiej litanii do Sehanine Księżycowy Łuk, jej elfiej bogini... Mimo to zaklinaczka nie zamierzała się poddawać.
- Zostań z nim - powiedziała wstając. Przecież drowy mogły mieć z sobą jakieś eliksiry lecznicze, regenerujące pierścienie, zwoje i różdżki - cokolwiek, co mogłoby pomóc. Jeśli istniał choć cień szansy...
Lya błyskawicznie znalazła się przy jednym z magów. Deekin już jakiś czas temu wpadł na ten sam pomysł, co ona, jednak przeszukiwanie ciał wojowników na razie nie przyniosło żadnych rezultatów. Może więc czarodzieje coś mieli? Zaklinaczka szybko rozpostarła miękkie, gruby płaszcz, którym był okryty pierwszy z magów - maskujące piwafwi - i wysypała na nie zawartość jego torby. Tak, były tam zwoje i sporo eliksirów, ale żadnego leczniczego. Bandolier? Tylko pusta buteleczka - mag musiał go wypić w trakcie walki. Lya zacisnęła wargi w bezsilnej wściekłości i przeszła do drugiego maga. Wciąż tylko nic i nic. Deekin przeszukał nawet wojowników z końca korytarza - ich ekwipunki zawierały trochę przydatnych materiałów, ale nic, co pomogłoby Daelanowi. Żywiołak tylko kręcił się bezsilnie po sali - zdenerwowanie Lyi udzielało mu się przez ich telepatyczną więź. Wyglądało na to, że był to koniec uthgardzkiego wojownika...

[Wiem, pozwoliłam sobie zmienić trochę zasady D&D odnośnie berła, ale wydawały mi się one mało realistyczne. W grze miało ono dwadzieścia ładunków i można było nim wskrzeszać kogokolwiek się chciało. Może się wydawać, że  "mało realistyczne" to dziwny zarzut w odniesieniu do opowiadania fantasy, ale chciałam uniknąć dziwnych sytuacji. Towarzysz, którego znasz od kilku lat właśnie zginął w makabryczny sposób? Oj tam, oj tam, zaraz go wskrzesimy...]

  • Digg
  • Del.icio.us
  • StumbleUpon
  • Reddit
  • RSS

5 komentarze:

Mihoshi pisze...

No i mamy pierwsze starcie z drowami!
Hehe, Deekinowi fajne skrzydełka rosną potem jako Uczniowi Czerwonego Smoka :) Bardzo podobało mi się wyjaśnienia dotyczące tej klasy.
No tak, klaustrofobia Daelana. Za pierwszym razem byłam w lekkim szoku przy tej rozmowie... Z drugiej strony nie należy mu się dziwić - dla kogoś przyzwyczajonego do otwartych przestrzeni, ciasne i mroczne korytarze Podgórza mogą wzbudzać lęk.
Opis walki przeczytałam na jednym wdechu. Niestety, zbytnie "rozluźnienie" może zgubić nawet najbardziej doświadczonych poszukiwaczy przygód.
Zaklęcie światła przeciwko przyzwyczajonym do ciemności mrocznym elfom było genialnym zagraniem. Widać, że Lya w walce zachowuje zimną krew i potrafi znaleźć sposób na każdego przeciwnika.
Mam nadzieję, że nie uśmiercisz Daelana... Nie rób mi tego :(((
Pozdrawiam serdecznie i już wypatruje nowego rozdziału ;)))
PS. Podoba mi się Twoje rozwiązanie, co do berła wskrzeszenia. W grze coś takiego mi nie przeszkadzało, ale w opowiadaniu mogłoby trochę dziwnie wyglądać, jakby co kilka rozdziałów można by wskrzeszać te same postacie xD
PS2. Zakładka "Biblioteka" to naprawdę dobry pomysł. Teraz Ci, którzy nie grali w Hordy Podmroku, będą mogli zaznajomić się z treścią tomów, jakie się znajdywało przez całą rozgrywkę ;) A badziewie jeszcze tak tanio w sklepie chodziło...

Śniąca pisze...

Co do Daelana, to nie, nie uśmiercę go. Wiem, może nie powinnam tego mówić, ale kurczę - to by było dalece niezgodne z fabułą :) Co do książek w bibliotece, to na razie jest ich niewiele, z powodu tego, że mój internet jakoś ostatnio słabo chodzi. Jak nie urok, to przemarsz wojsk, poważnie. Najpierw był remont, teraz łącze ma humory... :/ Ale skoro pomysł Biblioteki się podoba, to będę ją dalej rozwijać :) Dziękuję za miły komentarz

Jaenelle pisze...

Spektakularne zakończenie i aż z chęcią poczytałabym dalej. Mam nadzieję, że Daelan wyjdzie z tego cało (ewentualnie trochę pokiereszowany).
Podobam mi się takie rozwiązanie z berłem wskrzeszania. Na początku byłam trochę zdziwiona, że w ogóle zamieściłaś je w opowiadaniu, ale teraz wszystko jest logiczne.
Nie dziwię się, że półork nie lubi przebywać w podziemiach. Sama pewnie zaczęłabym się dziwnie czuć, gdybym przez długi czas nie miała nieba nad głową tylko niski sufit.
Pozdrawiam serdecznie :)

Śniąca pisze...

Cieszy mnie to. Zawsze jestem trochę niepewna, kiedy przychodzi mi do naginania w jakiś sposób ogólnych reguł, według których funkcjonuje świat Forgotten Realms. To skomplikowane uniwersum i naruszanie czegokolwiek zazwyczaj nie kończy się dobrze, ale skoro zostało pozytywnie przyjęte, to świetnie :)

Storrada pisze...

Zobaczyłam tytuł i zaraz wzięłam się do czytania, ale muszę wiele nadrobić:(( Nazwy kojarzę z Sagi Baldur's Gate - która choć ma swoje lata, wciąż mnie zachwyca, a niewiele jest gier które umaiłby mnie zmusić do wielokrotnego przechodzenia. Czy w twojej historii znajdzie (znajduje) się wzmianka o Drizzt'cie?

Pozdrawiam:)

Prześlij komentarz

Czytelnicy